Trudno nie pamiętać, co się działo dalej – przez świat przetoczył się kryzys finansowy, który rychło przeistoczył się w kryzys tzw. realnych gospodarek, tudzież w kryzys zadłużenia zwłaszcza państw europejskich. A w Polsce? Potężna huśtawka na giełdzie i złoty, który wsiadł na górską kolejkę. Czyste szaleństwo.
Tyle że w czasach tego szaleństwa – przynajmniej u nas – o wszystkim decydował rynek. Nie mieliśmy do czynienia z żadną zmianą natury systemowej. I giełda, i złoty padły ofiarami światowego finansowego tsunami.
Teraz jednak będziemy mieli właśnie poważną, systemową zmianę w postaci monstrualnego okrojenia OFE. Już na kolejną, zeszłotygodniową, przymiarkę do rzekomej reformy giełda zareagowała mało entuzjastycznie. I nie jest żadnym odkryciem, że to dopiero początek.
Demontaż OFE spowoduje reakcję łańcuchową, której w tej chwili nie sposób szczegółowo przewidzieć. Ale to niemal pewne, że ograniczone zasoby funduszy stawiają pod znakiem zapytania powodzenie szykowanych prywatyzacji. W skrajnej wersji – na słabym rynku będziemy mieli emisje, na które nie znajdą się chętni z gotówką.
Pół biedy jeszcze z szykowaną do prywatyzacji Energą, spółką dobrą, która w dodatku ma szansę wejść na giełdę jeszcze przed masakrą OFE. Ale co dalej? Fundusze potrafiły obejmować nawet po kilkadziesiąt procent emisji, wręcz ratowały cały proces wejścia na giełdę. Co będzie z PKP Cargo? Ze sprzedażą przez Skarb kolejnych pakietów akcji PKO BP czy PZU?