Teraz słyszymy, że energetycy chcieliby kupować węgiel w przyszłym roku taniej, niż płacą teraz. Oni też nie mają łatwo. Energia elektryczna znacząco staniała, a rynek nie chce się odbić. Nic, tylko negocjować z dostawcami.
Czy jednak faktycznie państwowi dostawcy "czarnego złota" mają jak negocjować? Czy mając 340 mln zł strat za osiem miesięcy bieżącego roku – a mowa o największej w branży Kompanii Węglowej – faktycznie rozsądne jest udzielanie sowitych upustów? Jeśli ma się gigantyczne nadwyżki niesprzedanego węgla, to prawdopodobnie tak. Zwłaszcza że im dłużej leży on na zwałach, tym bardziej traci na wartości.
Ale spójrzmy też na drugą stronę medalu – na koszty w górnictwie. Coraz więcej mówi się o konieczności cięcia kosztów, a tymczasem w pierwszej połowie roku jednostkowy koszt wydobycia wzrósł. A niestety, świat nie chce czekać, aż w Polsce pojawią się faktyczne starania o wzrost efektywności i konkurencyjności górnictwa. Węgiel zza granicy, nawet jeśli trafi się gorszy jakościowo, to jednak jest wart grzechu, bo staniał. I niestety trzeba się liczyć z faktem, że konkurencja będzie narastać.
To wszystko pokazuje, że nie ma przyszłości bez restrukturyzacji, nawet gdyby konieczna była terapia szokowa. Po co utrzymywać kopalnie, które są trwale nierentowne? W ramach grup kapitałowych obciążają one tylko zakłady zdolne do generowania zysków. Tak nie da się działać w nieskończoność. Coraz bardziej racjonalna wydaje się koncepcja skupienia w jednym koncernie wszystkich najlepszych państwowych kopalni. Wówczas powstałby podmiot, który jest w stanie inwestować, rozwijać się i restrukturyzować, zamiast ciągle dotować zakłady bez przyszłości. W końcu jesteśmy węglową potęgą – dlaczego nie stworzyć narodowego czempiona? Nawet gdyby po takiej terapii, szyciu i łataniu, miał on trochę przypominać Frankensteina.