Oczywiście kredytobiorcy – ci, którzy zaciągnęli pożyczki złotowe, mają szansę na płacenie jeszcze przez kilkanaście miesięcy rekordowo niskich rat. Stosunkowo tani pieniądz może też zachęcić nas do brania nowych pożyczek nie tylko na mieszkania, ale i na konsumpcję. Bo właśnie niechęć do wydawania pieniędzy na potrzeby inne niż podstawowe, brak apetytu Polaków na szybkie podnoszenie stopy życiowej, okazuje się dziś główną bolączką naszej gospodarki. Bez ożywienia konsumpcji nie wrócimy na ścieżkę w miarę szybkiego wzrostu.
Pytanie, czy niskie oprocentowanie pożyczek wystarczy. Na razie, po kilku miesiącach sprzyjającego otoczenia w polityce pieniężnej, odpowiedzi są mało optymistyczne. W kredytach konsumpcyjnych „coś drgnęło", ale o boomie trudno mówić. Sprzedaż detaliczna rośnie, lecz napędzana zakupami samochodów, które niekoniecznie muszą nabywać gospodarstwa domowe. Ciekawe dane płyną też z zagranicy. W strefie euro stopy procentowe są na historycznie niskich poziomach od piętnastu miesięcy, ale w większości krajów dynamika wydatków gospodarstw domowych utrzymuje się na ujemnych poziomach. Podobnie w USA: mimo niezwykle sprzyjającej polityki pieniężnej Amerykanie wciąż nie chcą ruszyć na zakupy. Dlaczego? Powód jest prosty. Płace rosną bardzo powoli, a ich siła nabywcza, po spadku w wyniku wysokiej inflacji, odbudowuje się bardzo powoli. Podobnie jest w Polsce. Podwyżki wynagrodzeń są niewielkie, i to dla nielicznych.
Na większą konsumpcję przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Najpierw, dzięki tanim kredytom, muszą zacząć inwestować przedsiębiorstwa. A gdy im uda się poprawić sytuację, zaczną płacić i zatrudniać więcej niż obecnie. Dopiero wtedy Polacy ponownie uwierzą, że mogą poluzować swoje budżety.