Trudno byłoby stworzyć listę pozytywów płynących z takiego sąsiedztwa. Szybciej chyba o negatywy. Trudno kochać sąsiada, który jedyne co potrafi, to demonstrować swoją siłę. Tym bardziej, gdy się stoi u progu bankructwa. Pomocy jednak z pewnością nie otrzyma. Nie – jeśli chce pozostać niezależna politycznie. Ale i w przeciwnej sytuacji na hojność i wsparcie bym nie liczyła.

Niestety nie patrzyłabym też na miejscu Ukrainy z wielką nadzieją na Zachód. Europa owszem, może i zdobędzie się na pieniężne wsparcie, ale nie będzie to pomoc bezwarunkowa. Za każde euro przylane na konto naszych wschodnich sąsiadów Unia, czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy będą żądać reform. Pytanie, czy Ukraina z równą determinacją z jaką broni niezależności, podejmie konieczne reformy? Czy Ukraińcy rozumieją, że innej drogi przed sobą nie mają?

To, czego teraz najbardziej im potrzeba, to planów oszczędnościowo-naprawczych. W ich przygotowaniu przede wszystkim powinna Ukrainie pomóc Europa i zachodni świat. Jeśli Ukraińcy nauczą się np. oszczędzać gaz, może się okazać, że – przy swoim niemałym zresztą wydobyciu – są samowystarczalni. Pomocy wymaga też przeniesienie ukraińskiego przemysłu szczebel wyżej. Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o rolnictwo. Pomoc materialna i niematerialna na tym etapie zaowocuje pozyskaniem godnego partnera w interesach na przyszłość.

Ukraina jest i będzie pożądanym sąsiadem dla Europy. Jestem przekonana, że może być też cennym partnerem dla Rosji. Mam nadzieję, że Putin zdaje sobie z tego sprawę i wcale nie dąży do zbrojnego starcia. Niestety obawiam się, że nie ma alternatywnego planu – stąd prężenie piersi i tupanie nóżką.

Ukraina nie ma dziś za co kochać Putina, ale za kilka lat - jeśli wykona ciężką pracę zamiany socjalistycznej ciągle jeszcze gospodarki na kapitalistyczną - Putin będzie musiał o tę miłość zabiegać.