Ze zdziwieniem wyjąłem ostatnio ze skrzynki pocztowej (!) listy od dwóch dużych i zdawałoby się poważnych banków. Obie koperty zawierały propozycję wzięcia – oczywiście najlepszego w tej części galaktyki – kredytu gotówkowego. Już dawno w obu zgłosiłem, że nie chcę żadnych ofert – ani mailowych, ani telefonicznych, ani wysyłanych tradycyjną pocztą. Jak się okazuje, to nic nie znaczy.
Najpierw był telefon od konsultanta, któremu odpowiedziałem, że kredyt gotówkowy mnie nie interesuje. Pan poprosił - „skoro już rozmawiamy" - o aktualizację danych. Od razu zaznaczyłem, że nie wyrażam zgody na przysyłanie mi czegokolwiek. W świetle złożonych przeze mnie wcześniej w banku dyspozycji, już sam ten telefon był ich złamaniem.
List przyszedł krótko po rozmowie. Sprawdziłem w ustawieniach konta – brak mojej zgody jest zaznaczony i to nawet w dwóch punktach. Na infolinii ikony mobilności uprzejma pani dłuższą chwilę sprawdzała, po czym stwierdziła: Tak, brak zgody zaznaczył pan w tych dwóch punktach. Ale jest jeszcze trzeci, ważniejszy – który nie jest widoczny dla klientów!
Na moje stwierdzenie, że koledze, który wcześniej aktualizował dane przypomniałem, że nie chcę żadnych ofert, pani wyraziła szczere zdziwienie (podejrzewam, że konsultanci mają szkolenia aktorskie): I co, nie zadał panu pytania – czy wyraża pan zgodę... bo dopiero wtedy zmienia ten trzeci, kluczowy punkt...
Procedury drugiego banku zaskakują jeszcze bardziej. Telefon i oferta były podobne. Podobnie list i tak przyszedł dwa tygodnie później.