Wyobraźmy sobie takie referendum w kraju nad Wisłą. Oczywiście kwota nie mogłaby być tak niewyobrażalnie wysoka. Niewyobrażalnie dla nas. Załóżmy, że chodzi o dwa tysiące złotych miesięcznie, czyli pięćdziesiąt procent średniego wynagrodzenia, które w kwietniu wyniosło prawie cztery tysiące złotych. Piszę o dwóch tysiącach, bo związki zawodowe obnoszą się właśnie z takim postulatem. Pensja minimalna, ich zdaniem, powinna być połową średniej. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że w referendum osiągamy frekwencję do tej pory niespotykaną. Bijemy rekordy z wyborów parlamentarnych i prezydenckich. O frekwencji w eurowyborach nawet nie ma co wspominać. Jestem także w stanie uwierzyć, że za wprowadzeniem pensji minimalnej na takim poziomie głosowałoby 95 procent społeczeństwa. A w Szwajcarii mówią nie. Dlaczego? Może wiedzą, że mimo iż są obłędnie bogaci nie stać ich na wprowadzanie takiego rozwiązania? Zdumiewające jednak jest to jaką odpowiedzialnością za gospodarkę własnego kraju wykazują się jego mieszkańcy.

W Polsce tłumaczylibyśmy sobie, że to przecież nie nasze pieniądze więc co tam. Niech nam płacą. Ja wiem, że cały czas większość z nas zarabia marnie. Wiem też, że średnia krajowa nijak ma się do rzeczywistości. Mediana to jakieś 3100 a średnia to prawie 4000 złotych. Średnia więc dla wielu jest wciąż marzeniem. Wracając jednak do płacy minimalnej. Powinniśmy ją podnieść? A może zróżnicować w zależności od regionu. Na Mazurach czy Lubelszczyźnie 1680 złotych ma zupełnie inną wartość niż w Warszawie czy Krakowie. Wielokrotnie słyszałem, że takie rozwiązanie powinniśmy poważnie rozważyć, policzyć i przedyskutować. Na razie jednak kończy się na deklaracjach. A może jest to właściwy kierunek? A może powinniśmy pójść jeszcze inną drogą. Może ulżyć przedsiębiorcom i nam samym i zmniejszyć opodatkowanie pracy? Jak patrzę na to ile do kwoty netto, którą dostaje pracownik trzeba jeszcze dołożyć, by nasze państwo było nasycone to aż boli mnie serce. Jak popatrzę, jakie kwoty wolne od podatku mają w innych krajach, to jeszcze bardziej boli mnie serce. A o wieloletnim już zamrożeniu ulg i progów już nawet nie chcę pisać. Niech, zatem rząd nie mówi, że nie stać nas na podnoszenie pensji minimalnej. Niech jej nie podnosi. Niech pohamuje swoją zachłanność. Niech obniży koszty pracy, niech zrezygnuje z epoki lodowcowej, która panuje w podatkach i wtedy będzie wszystko ok. Pensja minimalna od razu będzie odczuwalnie wyższa. I nie będziemy musieli marzyć o Szwajcarii, a kto wie może nawet przestaniemy tłumnie wyjeżdżać za granicę.