To kolejny sygnał, że polskie górnictwo węgla kamiennego z każdym miesiącem przybliża się do skraju przepaści, a upadek wydaje się coraz bardziej nieunikniony.
Wystarczy spojrzeć na liczby – JSW co miesiąc wydaje na same wynagrodzenia 20 tys. pracowników ok. 200 mln złotych. Wypłata 14. pensji (tak, mimo, że kopalnie są w fatalnej kondycji, 13. i 14. pensje wciąż muszą wypłacać) pochłonęła w lutym grubo ponad 200 mln zł. Sytuacja naprawdę musi być niewesoła, skoro spółki nie stać na wysupłanie w pierwszym półroczu dodatkowych 30 mln zł. A warto pamiętać, że chodzi o firmę, która na tle branży wypada całkiem nieźle.
Gorzej wyglądają dziś finanse Katowickiego Holdingu Węglowego, a szczególnie Kompanii Węglowej. Pierwsza z tych firm negocjuje właśnie z bankami warunki tzw. finansowania operacyjnego, dzięki któremu mogłaby spłacać zobowiązania w terminie. Druga musiała kilka tygodni temu sprzedać kopalnię Knurów-Szczygłowice, ponieważ, jak twierdzili związkowcy, w kasie nie było pieniędzy na wypłatę pensji. Rycerzem w lśniącej zbroi, który na początku kwietnia ratował KW przejmując kopalnię, była... JSW (piszę ratował, ponieważ zdaniem analityków 1,5 mld zł za ten zakład to cena zbyt wygórowana). Dziś JSW dostała zgodę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na to przejęcie. I musi przekładać wypłaty deputatów dla swoich byłych pracowników... Koło się zamyka.
O tym, jak ratować polskie kopalnie, wszyscy zainteresowani mówią od dawna. Związkowcy chcą lepszych zarządów i strategii, bo ich słabość to według nich główna przyczyna problemów spółek. Chcą też oczywiście większej pomocy właściciela, czyli państwa. Zarządy apelują o „uelastycznienie" kosztów pracowniczych, czyli chociaż częściową likwidację starych przywilejów, które nijak nie bronią się w nowych, kryzysowych czasach. A rząd? Rząd za zapaść w branży wini niskie ceny węgla, i 4 czerwca ma przedstawić plan naprawy sytuacji, przygotowany przez specjalny międzyresortowy zespół. A skoro tak, to możliwe, że we wspomnianym planie pojawi się zapis zobowiązujący elektrownie (państwowe przecież) do zapłaty za kupowany węgiel z góry, w formie przedpłat, a do tego np. po wyższych, niż rynkowe cenach? Jeśli tak się stanie, to za problemy górniczej branży znowu zapłacimy wszyscy, opłacając wyższe rachunki za prąd.
Sytuacja polskiego górnictwa jest dziś tak skomplikowana, że coraz bardziej zaczyna przypominać węzeł gordyjski. I wiele wskazuje, że jeśli ceny drastycznie nie wzrosną – a nie ma dziś przesłanek sugerujących taką zmianę – lata upłyną na powolnym, i raczej nieskutecznym, jego rozplątywaniu. W tym czasie w różnych formach wsparcia dla branży z budżetu wyciekać będą kolejne miliardy złotych. Na horyzoncie nie widać jednak odważnego, który zdecydowałby się na ostre cięcie.