W Polsce na pozór niepokoje na tle ekonomicznym powinny być jeszcze większe, bo nasza płaca minimalna to dzisiaj tylko 404 euro. W tym kontekście warto przytoczyć dane, jakie ostatnio opublikowały niemieckie służby statystyczne (Statistisches Bundesamt). Dotyczyły one cen i siły nabywczej pieniądza w krajach Europy. Wynika z nich, że teza: ceny mamy już zachodnie, a płace wschodnie, jest mitem. Wyliczenia pokazują, że w Polsce ceny są o 43,5 proc. niższe od średniej unijnej i o 45 proc. niższe niż w Niemczech. Porównując z krajami najdroższymi, u nas ceny wynoszą ledwo jedną trzecią szwajcarskich czy norweskich. W Portugalii w zestawieniu ze średnią unijną ceny są niższe tylko o 10 proc. (w Hiszpanii o 5 proc., a w Grecji o 15 proc.). Oznacza to, że licząc w sile nabywczej, minimalna pensja w Portugalii to 665 euro, a w Polsce 684 euro. Co więcej, już za pół roku wzrośnie o 4,2 proc., a być może o więcej, bo kurs złotego wykazywał ostatnio raczej tendencję rosnącą niż malejącą. Przypuszczam zatem, że z powodu niskich płac rząd polski nie upadnie. A czy upadnie w związku z aferą podsłuchową? To na razie wiedzą tylko w niebiosach i na ulicy Grzybowskiej. Jeżeli jednak tak się stanie, przyczyny nie będą tkwić w gospodarce czy kryzysie państwa. Głównymi oskarżonymi w aferze podsłuchowej są Marek Belka i Radosław Sikorski. Do tej pory polityka pieniężna i zagraniczna nawet przez opozycję były oceniane dobrze. Inną sprawą, nie wiem czy drugorzędną, są kwestie funkcjonalno-estetyczne. Służby specjalne, które przez rok pozwalały nielegalnie nagrywać najważniejsze osoby w państwie, istnieją tylko teoretycznie. Mało komu podoba się też język, w jakim podsłuchiwani wyrażali swoje poglądy. Czy jest to dostateczny powód, by zrezygnować z ich usług? Nie wiem. Można przyjąć, że zdania w tej sprawie są podzielone.

Obawa, że wypowiedź prezesa NBP zatrzęsie giełdą, raczej się nie sprawdziła (rynek finansowy wybaczył?). Ocena wydana przez RPP jest w zasadzie pozytywna, a opinie płynące z zagranicy mieszane. Z ostatnich odnotujmy dwie. Mark Gilbert, komentator agencji Bloomberg, nazwał Marka Belkę „najgorszym szefem banku centralnego w Europie". Magazyn „Global Finance", który publikuje rankingi szefów banków centralnych, ma o Marku Belce lepsze zdanie, dając mu ocenę B; prezes NBP zajął ex aequo piąte miejsce z wieloma kolegami z innych banków centralnych. Osobiście, jeżeli już musiałbym wybierać, wolę polityków dobrych, którzy przeklinają, niż kiepskich, mówiących językiem Marii Konopnickiej. Podobnie wolę, gdy powodem kryzysu rządowego jest głupie gadulstwo niż nie niepokoje społeczne związane z pogorszeniem sytuacji ekonomicznej.