Trzy pierwsze miesiące jego działania nie pozwalały odtrąbić sukcesu. Dopłaty popłynęły przede wszystkim do silnych ośrodków, czyli tam, gdzie deweloperzy wsparcia wcale nie potrzebowali. Po drugie – ponad połowę wniosków o dopłaty w pierwszym kwartale złożyły rodziny bezdzietne. Po półroczu jest podobnie.

Autorzy programu próbują go teraz reformować. Rodziny z co najmniej trójką dzieci, które kupią mieszkanie na kredyt, mają dostawać od przyszłego roku 25 proc. dofinansowania. Teraz jest to 20 proc. Na większe o 5 proc. wsparcie mogłyby też liczyć rodziny z dwójką dzieci. Z dopłat mieliby też korzystać kupujący mieszkania od spółdzielni, a nie tylko, jak dotąd, od deweloperów. Czy to pozwoli osiągnąć założone cele? Wątpię. Mieszkania, które spełniają kryteria „MdM", powstają głównie na peryferiach miast. Kupują je więc mniej zamożni klienci. Czy będzie ich stać na powiększanie rodziny tylko z powodu nieco większych dopłat?

Rozszerzenie programu o mieszkania budowane przez spółdzielnie to krok w dobrym kierunku. Są przecież miasta, gdzie inwestycje deweloperskie można policzyć na palcach albo nie ma ich wcale. Młodzi z takich ośrodków są dziś z programu wykluczeni. Nadal jednak autorzy programu zapominają o rynku wtórnym, który w wielu miastach dałby młodym szanse na dopłaty.

Od przyszłego roku ma być też poszerzony katalog osób, które mogłyby przystąpić do kredytu z młodym klientem, by zwiększyć jego zdolność kredytową. Czy to wszystko uratuje „MdM"? Wydaje się, że jego cele są już tak zdeformowane, iż program nadaje się jedynie do wymiany.