Bez względu na wybór przyszła emerytura z obowiązkowego systemu będzie bardzo niska, więc Polakom pozostaje tylko jedno – oszczędzać samemu. Ale opowiadając się po stronie wolnego rynku, możemy pokazać rządowi, że nie ma prawa zabierać naszych pieniędzy.
Już tylko do czwartku można składać deklaracje do ZUS, jeśli chcemy, aby część naszej składki nadal trafiała do otwartych funduszy emerytalnych. W interesie rządzących od początku jest zniechęcić Polaków do dalszego odkładania pieniędzy w OFE, ponieważ zasypując dziurę w ZUS, rząd może kupić sobie jeszcze trochę czasu, zanim znów ujawnią się problemy w finansach publicznych. Ostatnie tygodnie pokazały jednak, że to jeszcze nie koniec walki o OFE.
Niektóre szacunki mówią, że w drugim filarze pozostanie nawet 1,5 mln osób, czyli prawie 10 proc. ubezpieczonych. To oznacza, że w przyszłym roku fundusze otrzymają z naszych wynagrodzeń ponad 1 mld zł, za które będą mogły kupić akcje czy obligacje polskich przedsiębiorstw. Wydaje się, że w skali całej gospodarki to niewiele, ale lepiej, żeby te pieniądze pracowały na naszą przyszłość choćby na giełdzie, niż zostały od razu wydane przez rząd.
Historia z OFE pokazała, że Polacy nie lubią, kiedy ważne decyzje podejmuje się za nich. Potrafią się zmobilizować i umieją liczyć, ponieważ przy okazji składania deklaracji wybierają fundusze, które wypracowują najlepsze wyniki. Nie pomogła rządowa kampania zniechęcania do funduszy, a jak pokazują ostatnie sondaże, rząd, sięgając po nasze pieniądze, raczej nie przysporzył sobie popularności.
Niewykluczone, że ta antyreforma emerytalna to żaba, którą trzeba będzie połknąć przy najbliższych wyborach.