Po to, żeby szybko zgromadzić gotówkę na bieżące potrzeby, a także by pozbyć się tych części firmy, które przynoszą straty.
Taki program naprawczy, przewidujący sprzedaż kilku kopalń, przygotowała należąca do Skarbu Państwa Kompania Węglowa. Spośród 14 należących do tego największego w Unii Europejskiej producenta węgla tylko trzy kopalnie były rentowne po I połowie tego roku, pozbycie się tych trwale nierentownych jest więc racjonalnym z punktu widzenia biznesu działaniem. Niestety, zdrowy rozsądek całej operacji bierze w łeb, kiedy dowiadujemy się, kto ma być nabywcą tych „pereł" polskiego górnictwa. Otóż według prezesa Kompanii kupią je państwowy Węglokoks lub kontrolowane przez Skarb Państwa spółki energetyczne...
Czyli obecne problemy z rentownością kopalń zostaną przerzucone na ich nowych właścicieli, bo przecież – nie oszukujmy się – podejmując decyzję o zakupie tej czy innej kopalni za taką, a nie inną kwotę, zarząd Węglokoksu, PGE, Tauronu, Energi czy Enei nie będzie kierował się względami biznesowymi, tylko wytycznymi z Ministerstwa Skarbu. Dla tego resortu zaś najważniejsze jest to, że na jakiś czas pozbędzie się problemu górników protestujących przeciwko możliwej likwidacji dobrze płatnych miejsc pracy.
A najbliższy rok jest dla władzy bardzo ważny, bo czeka nas seria wyborów – w tym roku lokalnych, a w przyszłym – parlamentarnych i prezydenckich. Warto więc sypnąć kasą, żeby kampanii nie zakłócały tak nieistotne tematy jak nierentowne kopalnie. Problem tylko w tym, że ta kasa to pieniądze podatników, czyli nasze. Bo skoro nabywcy kopalń będą musieli do interesu dopłacać, to spadną ich zyski i mniejsza będzie dywidenda płacona do budżetu.
O interesach innych akcjonariuszy spółek energetycznych nawet nie warto wspominać – w końcu sami są sobie winni, skoro dali się nabrać na pseudoprywatyzację, która władzę nad firmami pozostawiła w rękach polityków.