Upał za nasze pieniądze

Zimy nie ma. Ale nie wszyscy to zauważyli. Upały panują nie tylko w galeriach handlowych, ale też w miejscach, gdzie publiczne pieniądze powinny być szczególnie szanowane.

Aktualizacja: 14.12.2014 22:27 Publikacja: 14.12.2014 22:09

Iwona Trusewicz

Iwona Trusewicz

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski KS Krzysztof Skłodowski

W niedzielę poszliśmy do szpitala odwiedzić przyjaciela. Już od progu uderzyła mnie fala gorąca. Pielęgniarki chodziły w krótkich rękawkach, pacjenci w lekkich szlafroczkach narzuconych na piżamy. Przy rejestracji dwa duże grzejniki miały pokrętła nastawione na maksymalną temperaturę; podobnie duży grzejnik robił saunę z przebieralni mającej metr na półtora. Gorąco było w toaletach, na korytarzach, w barze, poczekalni itp. Wszędzie grzejniki były gorące i nastawione na najwyższe obroty.

Szpital, który odwiedziłam jest zadłużony, jak zresztą większość polskich placówek tzw. służby zdrowia. Dobrze by było, żeby utrzymujący szpital podatnicy dowiedzieli się, ile kosztuje jego ogrzewanie; a także dlaczego nikt z osób odpowiedzialnych nie zwraca uwagi na panujące w środku upały; nikt nie uczula pracowników, że po to są podzielniki na kaloryferach, by nastawiać je na trójkę, a nie na piątkę, gdy na zewnątrz jest 4-5 stopni. Nikt wreszcie nie pomyśli, że racjonalne ogrzewanie, to nie tylko wymierne oszczędności publicznych pieniędzy, to także niższe zużycie surowców, a tym samym mniejsze zniszczenia w środowisku, czystsze powietrze i w efekcie, więcej ludzi zdrowych.

Tymczasem w tak przegrzanych pomieszczeniach ludzie chorzy też nie czują się zdrowsi. Z powodu gorąca panującego na sali nasz przyjaciel narzekał na kłopoty ze snem. Obawia się, że gdy w końcu wyjdzie na powietrze, to od razu złapie jakieś przeziębienie, jak to się przytrafiło już niejednemu, byłemu pacjentowi. Wtedy znów będzie musiał się leczyć, a to przecież koszt nie tylko dla niego, ale dla całej gospodarki.

Tylko czy ci, którzy wydają publiczny grosz tak właśnie rozumują? Pomimo braku prawdziwej zimy, upały panują w szpitalach, przychodniach, w licznych urzędach i instytucjach państwowych i samorządowych. Odbija się to nie tylko na finansach, ale i na jakości pracy urzędników, którzy pod wpływem obezwładniającego gorąca poruszają się i wykonują swoje obowiązki w tempie przysłowiowej muchy w smole.

Racjonalne ogrzewanie w wielu polskich domach pozwala od lat oszczędzać na wydatkach na co. Jednak ten sam Polak, który u siebie kontroluje temperaturę i moc kaloryferów, w pracy, szczególnie tej zaliczanej do kategorii „budżetówka", już nie zwraca na to uwagi. Nie on przecież płaci za grzanie przy biurku. A przynajmniej tak mu się wydaje...

Jeżeli więc nie ma co liczyć na wzrost świadomości, to może prawne ustanowienie temperatury publicznych pomieszczeń na poziomie np. maksymalnie 21 stopni, pozwoli zlikwidować marnotrawstwo cieplne.

W niedzielę poszliśmy do szpitala odwiedzić przyjaciela. Już od progu uderzyła mnie fala gorąca. Pielęgniarki chodziły w krótkich rękawkach, pacjenci w lekkich szlafroczkach narzuconych na piżamy. Przy rejestracji dwa duże grzejniki miały pokrętła nastawione na maksymalną temperaturę; podobnie duży grzejnik robił saunę z przebieralni mającej metr na półtora. Gorąco było w toaletach, na korytarzach, w barze, poczekalni itp. Wszędzie grzejniki były gorące i nastawione na najwyższe obroty.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację