Ale w Polsce, podobnie jak w rozwiniętych gospodarkach, widać powoli w tym okresie prawdziwą eksplozję okazji sezonowego zatrudnienia. Nie chodzi tylko o pracę w przebraniu Świętego Mikołaja czy Śnieżynki, choć widać gołym okiem, że takich ofert przybywa. Każdy, kto ma małe dzieci, musi się w tym okresie gęsto tłumaczyć – jak to do gwiazdki jeszcze tyle czasu, a tu Mikołaj na każdym kroku. Który jest prawdziwy?

Święta to potężny biznes, wart, lekko licząc, 20 mld zł i z roku na rok rośnie. Poza branżami zarabiającymi tylko w tym okresie (z dostawcami choinek czy bombek na czele) cały handel przeżywa istne oblężenie. Prezenty zamierza kupić ponad 80 proc. Polaków. To oznacza zwykle spore wydatki. Dlatego grudzień to od lat istny armagedon w sklepach – ktoś ten towar w końcu musi dostarczyć, ułożyć na półkach, uzupełnić itp. Podobnie gastronomia – coraz więcej osób woli darować sobie ból pleców i godziny spędzone na przygotowywaniu pierogów czy nieśmiertelnej sałatki jarzynowej i zamówić je gdzie indziej.

Największe zmiany widać jednak po błyskawicznie rosnącej liczbie samochodów firm kurierskich. Nawet do Paczkomatów dostaw internetowych zakupów jest tak dużo, że czasami wydawane są wprost z samochodów. Gdyby nie świąteczne zakupy, tych zleceń by nie było, choć towary może by nawet zostały kupione – na pewno jednak nie tak dużo w krótkim czasie.

Pieniądze krążą, ofert czasowego zatrudnienia przybywa, więc w sezonie tysiące ludzi mogą dodatkowo zarobić. Trudno mieć o to do kogokolwiek pretensje, a raczej trzeba się liczyć z nasileniem takiego trendu.