Sankcje nałożone przez Zachód na Rosję oraz jej działania odwetowe, takie jak embargo na import niektórych produktów z UE, rzeczywiście mocno uderzyły w rosyjską gospodarkę, ale to nie one są zasadniczą przyczyną kryzysu.

Rosyjska gospodarka wyraźnie słabła już w 2013 r., jeszcze przed aneksją Krymu i wszystkimi tego konsekwencjami. Co zresztą sprzyjało podejrzeniom, że Kreml swoją imperialistyczną polityką próbował zakamuflować dekoniunkturę i pokrzepić społeczeństwo.

Przyczyn tej dekoniunktury było wiele, ale można je sprowadzić do słabego klimatu inwestycyjnego w Rosji – skutku m.in. korupcji i upolitycznienia gospodarki  - potęgującego stały problem tego kraju, jakim jest odpływ kapitału. Osłabiający się w związku z tym rubel uruchomił spiralę: podbijał inflację i nasilał odpływ kapitału. A słabnąca waluta zwiększała ciężar zagranicznych zobowiązań rosyjskich spółek, które tylko w 2015 r. muszą spłacić około 100 mld USD, i obnażała ich słabość. Tegoroczne załamanie cen ropy naftowej, od której eksportu Rosja wciąż jest uzależniona, przypieczętowało losy rosyjskiej gospodarki.

Kryzys walutowy w Rosji jest więc skutkiem zbiegu kilku okoliczności, spośród których sankcje nie były najważniejszą. A to może oznaczać, że problemy gospodarcze nie skłonią raczej Kremla do bardziej koncyliacyjnej postawy w relacjach z Zachodem.