W walce z wypadkami wzorujcie się na Szwecji

Wypadki drogowe w Polsce kosztują społeczeństwo aż 30 mld zł rocznie. Połowę tej sumy można zaoszczędzić – pisze przedstawicielka Banku Światowego w naszym kraju.

Publikacja: 31.12.2014 05:57

Marina Wes

Marina Wes

Foto: materiały prasowe

Zbyt wiele osób wciąż ginie na polskich drogach. Wskaźnik śmiertelności w wypadkach drogowych należy tu do najwyższych w Unii Europejskiej. W 2013 r. gorszy był tylko w Rumunii.

Unijni sąsiedzi o wiele lepiej radzą sobie z ograniczaniem liczby ofiar. Średni spadek śmiertelności w wypadkach drogowych w Polsce w latach 2001–2011 wyniósł zaledwie 24 proc. W całej UE był prawie dwa razy wyższy i wyniósł 45 proc.

Pomaga policja i radary

W 2001 r. Polska miała niższy wskaźnik śmiertelności na drogach niż Grecja, Łotwa, Litwa, Luksemburg czy Portugalia. Jednak dekadę później te pięć krajów zanotowało znaczną poprawę, czego nie da się powiedzieć o Polsce. Powoli zaczyna ona jednak odnosić pewne sukcesy w ograniczaniu liczby ofiar, głównie dzięki skuteczniejszemu egzekwowaniu ograniczeń prędkości na drogach.

Do zmniejszania liczby wypadków przyczynia się fakt, że jest więcej policji na ulicach. Pomaga też obecność radarów: stacjonarnych, mobilnych oraz tych do odcinkowego pomiaru prędkości jazdy. W 2012 r. liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych spadła o 15 proc., co przekłada się na 618 uratowanych osób i ok. 1,2 mld zł mniej strat gospodarczych. W 2013 r. zanotowano poprawę o kolejne 6 proc., co można przełożyć na 214 osób i dodatkowe 400 mln zł oszczędności.

Szwedzki system dróg „2+1" to dwa pasy ruchu w jednym kierunku i jeden w przeciwnym, zmieniające się naprzemiennie, co umożliwia bezpieczne wyprzedzanie

Jednak nadal zbyt wiele osób ginie lub odnosi poważne obrażenia na drogach. Polska może i powinna zrobić więcej. Za wypadki drogowe płacimy wszyscy – czy to w formie podatków przeznaczanych na finansowanie działalności ekip ratunkowych, czy kosztów hospitalizacji, rehabilitacji, utraty dochodów w trakcie rekonwalescencji. W wielu przypadkach także w formie dożywotniej opieki nad osobami, które doznały trwałego urazu. Jak wskazują szacunki, cena wynosi ok. 30 mld zł rocznie.

Biedni cierpią najmocniej

Te pieniądze można by lepiej wydać: na oświatę, zdrowie czy choćby remonty dróg. Ciężkie wypadki są największą tragedią dla najuboższych członków społeczeństwa: utrata żywiciela rodziny może wpędzić pozostałych przy życiu najbliższych w poważne kłopoty finansowe.

W związku z tym poprawa bezpieczeństwa ruchu drogowego w Polsce doskonale wpisuje się w główne cele Banku Światowego, tzn. walkę z ubóstwem i wzrost powszechnego dobrobytu. Za pośrednictwem swojego warszawskiego biura z radością przyjmuje on propozycję udzielenia dalszej pomocy eksperckiej w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz w innych obszarach o istotnym znaczeniu rozwojowym.

Przeprojektować drogi

Modelem dla Polski może być szwedzkie podejście do bezpieczeństwa ruchu drogowego, znane jako „safe systems". Model ten zakłada, że ludzie tak czy inaczej będą popełniać błędy, dlatego warto się skupić na zabezpieczeniu ludzkiego ciała przed konsekwencjami tych błędów.

Oznacza to np. przeprojektowywanie dróg w taki sposób, aby nie mogło dojść do bardzo silnych zderzeń, albo budowanie barier drogowych z materiałów takich jak elastyczne liny, które „wybaczają" błędy popełnione przez kierującego pojazdem. Inne rozwiązania to m.in. oddzielanie od siebie pasów ruchu, zapobieganie zderzeniom czołowym czy budowanie pojazdów ze skutecznymi poduszkami powietrznymi chroniącymi ciało przed urazem w wyniku zderzenia.

Przy podejściu określanym jako „safe systems" wszystkie elementy wpływające na bezpieczeństwo ruchu drogowego powinny być ukierunkowane na ochronę ludzkiego życia. Obejmują one m.in. bezpieczniejsze korytarze drogowe, egzekwowanie przepisów, standardy dotyczące pojazdów drogowych, służby ratownicze, a także działania edukacyjne i informacyjne. Jednym z przykładów może być szwedzki system dróg 2+1: dwa pasy ruchu w jednym kierunku i jeden pas ruchu w przeciwnym kierunku, z elastycznymi barierami w środku i po bokach, przy czym pasy ruchu zmieniają na pewnych odcinkach kierunek, aby naprzemiennie ułatwiać wyprzedzanie pojazdom jadącym w obu kierunkach. Po wprowadzeniu takiego rozwiązania śmiertelność na drogach spadła o ponad 90 proc.

Noga z gazu

My również powinniśmy zrobić to, co jesteśmy winni samym sobie, naszym przyjaciołom, rodzinom i całemu społeczeństwu. Bezpieczeństwo zależy przecież również od tego, czy będziemy przestrzegać ograniczeń prędkości, zapinać pasy bezpieczeństwa i używać specjalnych fotelików dla najmłodszych. Kraje będące prymusami w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego mogą się pochwalić 98-proc. lub 99-proc. wskaźnikiem stosowania pasów bezpieczeństwa. W Polsce pasy bezpieczeństwa nie są w tak powszechnym użyciu. Jak wynika z badań przeprowadzonych niedawno na zlecenie Sekretariatu Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, na przednim siedzeniu zapina je 84 proc. osób, a na tylnym tylko 59 proc.

Wysoka stawka

Obok argumentów za ochroną życia ludzkiego warto też przytoczyć argumenty ekonomiczne. Gdyby w Polsce zobowiązano się do tak prostej czynności, jak zapięcie pasów bezpieczeństwa oraz do przestrzegania ograniczeń prędkości, do 2020 r. liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych spadłaby o połowę w porównaniu z rokiem 2010. Pasy bezpieczeństwa i niższa prędkość jazdy mogą też zapobiec tysiącom poważnych urazów w wypadkach drogowych w skali roku. Wreszcie, można w ten sposób zaoszczędzić co najmniej 15 mld zł rocznie, licząc od 2020 roku, w porównaniu z kosztami finansowymi generowanymi przez wypadki na drogach w 2010 r. Byłby to znaczący wkład w oszczędności dające korzyści polskiej gospodarce.

Zbyt wiele osób wciąż ginie na polskich drogach. Wskaźnik śmiertelności w wypadkach drogowych należy tu do najwyższych w Unii Europejskiej. W 2013 r. gorszy był tylko w Rumunii.

Unijni sąsiedzi o wiele lepiej radzą sobie z ograniczaniem liczby ofiar. Średni spadek śmiertelności w wypadkach drogowych w Polsce w latach 2001–2011 wyniósł zaledwie 24 proc. W całej UE był prawie dwa razy wyższy i wyniósł 45 proc.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?