Bo nigdy jeszcze nie negocjowały ze sobą tak wielkie bloki gospodarcze. Ale z góry wiadomo, że każda mądrze wprowadzona liberalizacja jest dobra dla gospodarki – zasady są prostsze, obrót towarów i usług szybszy, a więc musi być taniej. Co TTIP da unijnej gospodarce? Samo usunięcie barier handlowych – ceł i obciążeń pozataryfowych – zwiększy PKB o 120 mld euro, czyli 0,5 pkt procentowego. Globalnie to niedużo. Ale jeśli pomyślimy, że np. francuski PKB w I kawartale zwiększy się o 0,3 proc., a każde polskie gospodarstwo domowe zyska 450 euro rocznie, to już jakieś konkrety.
Weźmy przykład branży motoryzacyjnej – auta nie będą się już tak od siebie różniły, więc bez problemu będziemy mogli kupić model amerykański, jeśli nam się spodoba.
Jednocześnie coraz więcej słyszymy (ale niekoniecznie wiemy) o negocjacjach, więc strach ma coraz większe oczy. Zawsze takie umowy można wykorzystać, eksponując zagrożenia, a potem demonstrując, że nasze zastrzeżenia zostały uwzględnione. Dzięki temu władze zyskują punkty w kolejnych wyborach. Dzisiaj największe obawy mają Grecy i Węgrzy, głównie z powodu własnych problemów, których nie są w stanie rozwiązać. Za to wyraźnie chcą pokazać, że jeśli Bruksela nie uwzględni ich zastrzeżeń, będą stwarzać utrudnienia w innych dziedzinach. Jak gdyby nie robili tego dotychczas.
Mądrą decyzją Komisji Europejskiej jest tym razem prowadzenie negocjacji przy odsłoniętej kurtynie i umieszczenie wszystkich dokumentów na stronie internetowej, dokąd może zajrzeć każdy, kto interesuje się umową, a zwłaszcza tym, co z niej wynika. Można tam zadać każde pytanie dotyczące TTIP i otrzymać odpowiedź. Musimy się nią interesować, bo ta umowa dotyczy każdego.