Londyn od Warszawy dzieli zaledwie 2,5h lotu, ale życie w obydwu miastach długo dzieliły lata świetlne. Jeśli ktoś wyjeżdżał do Londynu – znikał jakby na zawsze. Jeśli wracał do Polski – pojawiał się trochę jak z innej planety. Poza danymi statystycznymi o skali emigracji, historiami awansu od zmywaka do menadżera i pojedynczymi przykładami wielkich sukcesów osiągniętych dzięki wrodzonej polskiej przedsiębiorczości, niewiele było wiadomo o życiu Polaków na Wyspach. Jednym z powodów była sytuacja polskich mediów – w odpowiedzi na kryzys redakcje odwoływały swoich zagranicznych korespondentów i dzisiaj media, które mogą sobie pozwolić na taką fanaberię jak utrzymywanie dziennikarza w upiornie drogim Londynie, można policzyć na palcach jednej ręki.

Biorąc pod uwagę przepaść, która dzieliła Polskę od Wielkiej Brytanii, tym większe znaczenie mają inicjatywy, które tworzą pomosty łączące te dwa światy. Jedną z nich jest Polish Economic Forum, czyli Polskie Forum Ekonomiczne, organizowane przez studentów z Londynu. Impreza, której pierwsza edycja zgromadziła niespełna 200 osób, po trzech latach wyrosła na największą konferencję poświęconą polskiej gospodarce, odbywającą się poza granicami kraju. Coraz więcej przedstawicieli polskiego biznesu przekonuje się do wystąpienia na London School of Economics, jednej z najlepszych uczelni świata, z której wywodzi się 16 Noblistów i kilkudziesięciu przywódców państw. Old Theater, gdzie podczas Forum toczą się dyskusję, może wydawać się dość leciwym i zakurzonym miejscem, ale na co dzień występują w nim największe autorytety świata polityki, ekonomii i biznesu, jak Bill Clinton, Bill Gates, Joseph Stiglitz czy Jeffrey Sachs. W tym samym miejscu, podczas Forum, występowali wicepremier Jan Vincent Rostowski, komisarz Danuta Hubner, Mateusz Morawiecki i Zbigniew Jagiełło, prezesi największych polskich banków, czy Andrzej Klesyk, szef PZU.

O tym, jak wiele osób chce uczestniczyć w dyskusjach o Polsce najlepiej świadczy liczba chętnych na bilety. Rzadko komu udaje się zapełnić 500 miejsc w Old Theater – tymczasem organizatorzy Polish Economic Forum już na miesiąc przed imprezą nie mieli żadnych wejściówek. Przez ostatnie tygodnie jedynym sposobem na zdobycie biletu było kupienie go w drugim (najczęściej fejsbukowym) obiegu, a im bliżej imprezy, tym ceny były wyższe. Nie mogło być mowy o sprzedaniu kilkudziesięciu dodatkowych miejsc, bo dla Brytyjczyków, którzy stawiają BHP ponad wszystkim, mogło to być pretekstem do odwołania Forum w przyszłym roku. Ale gdyby LSE dysponowało dwukrotnie większą salą, najpewniej i ją udałoby się zapełnić.

Kim są ludzie, którzy wolną sobotę postanowili spełnić na debatach na uczelni zamiast włóczyć się po wiosennym Notting Hill, odwiedzić nadzwyczajne British Museum albo smakować piwo w pubie? Oto przybliżone statystyki: blisko połowa to polscy studenci, którzy uczą się na brytyjskich uczelniach. 1/3 to Polacy, którzy pracują na Wyspach, zwykle w sekotrze finansowym lub firmach doradczych, a dodatkowo działają w organizacjach integrujących młodą Polonię, takich jak Polish Professionals czy Polish City Club. Pozostała część to studenci, którzy specjalnie przyjechali z kraju po to, by wziąć udział w konferencji.

Siłą tego spotkania jest to, że naprawdę łączy ludzi – tych studiujących i pracujących w Wielkiej Brytanii z tymi, którzy mieszkają w Polsce; tych, którzy stoją na czele wielkich firm z tymi, którzy dopiero stoją u progu swojej kariery zawodowej; tych, którzy myślą o świecie przez pryzmat ekonomii i finansów z tymi, dla których ważna jest perspektywa polityczna i społeczna. Wszystkich, którzy stawili się w ostatnią sobotę lutego na LSE, łączy wspólny mianownik – związek z Polską, zainteresowanie przyszłością kraju i chęć, by uczestniczyć w jego rozwoju. Działa też efekt „bardziej zielonej trawy u sąsiada" – z tym, że w tym wypadku zgrabnie przeskakujemy na podwórko sąsiada i stamtąd patrzymy na naszą własną trawę, która rzeczywiście wydaje się bardziej zielona (może nawet znacznie bardziej zielona niż w rzeczywistości jest). Jak ważną rolę spełniają takie spotkania – o tym świadczą twarde liczby. Trzy lata temu, kiedy po raz pierwszy zapytaliśmy studentów o to, czy w przyszłości zamierzają wrócić do Polski, twierdząco odpowiedziała jedna trzecia. Tegoroczne badanie pokazało, że chęć powrotu deklaruje już 77 proc. studentów – przy czym połowa chce wrócić od razu po studiach, a pozostali zamierzają zdobyć pierwsze zawodowe szlify za granicą i do kraju wrócić w perspektywie 4-7 lat. Czy rzeczywiście to zrobią? To moim zdaniem nie ma tak wielkiego znaczenia. Znacznie ważniejsze jest to, że myślą o kraju, troszczą się o jego rozwój i chcą, żeby w przyszłości w Polsce było dla nich miejsce. Nie jestem taką optymistką, żeby sądzić, że przyjazd kilkuset młodych ludzi, którzy poznali zachodnie standardy, zmieni naszą rzeczywistość z dnia na dzień. Ale jestem przekonana, że pomosty, które zaczynają nas coraz mocniej łączyć, przyniosą wiele dobrego.