Profesor Modzelewski skrytykował reformy edukacji, które są, jak powiedział, produktem globalizacji. Przeszczepione ze świata do Polski skłaniają do działań dających się policzyć i ograniczają samodzielne myślenie. W całym cyklu edukacyjnym takim działaniem stało się testowanie. Od szkoły podstawowej do studiów wyższych nie ma już samodzielnych wypracowań, są testy. Nie oczekuje się dziś w szkole mędrkowania i szukania dziury w całym, lecz tylko wyboru. Nie oczekuje się stawiania pytań, które są przejawem suwerenności w myśleniu. Zadawanie pytań należy do zwierzchności, a nie do ucznia, nawet nie do wykładowcy - wszak testy płyną z góry.
Podobnie - reforma bolońska, w wyniku której na uczelniach wyższych przez trzy lata wtłacza się wiadomości i wiedzę encyklopedyczną, a dopiero potem, ewentualnie, przez dwa lata uczy samodzielnego myślenia.
I wreszcie trzeci problem - nowe zasady zarządzania nauką, rozliczania, parametryzacja - słowem granty. Ocena pracy naukowca odbywa się na podstawie mierników dających się zliczyć, na przykład cytowań w wybranych czasopismach. Zlicza się - jak to nazwał prof. Modzelewski - kliknięcia, a przecież wiadomo, że zliczać można tylko zjawiska jednorodne. Tymczasem kliknięcie może być pozytywne i negatywne.
Wiara w technokratyczny pogląd na świat, że wybór wartości też może być liczony, prowadzi do dyktatury grantów. W konkursie na granty chodzi o dopasowanie się do gustu grantodawcy. W tym systemie Einstein nie miałby szans. Nauka ma być rentowna, ma przekładać się na wyniki gospodarcze. To ma sens w badaniach aplikacyjnych, technologicznych, ale dla nauk podstawowych jest to pomysł szkodliwy.
Jak z tego wyjść? Wielkie uczelnie powinny odrzucić system boloński i prowadzić jednolite studia magisterskie. Jeśli zaniedbamy kształcenie elit - źle na tym wyjdziemy.