Za co płaci Narodowy Fundusz Zdrowia

Ile to już lat próbujemy naprawić polski system opieki zdrowotnej? Nie chcę nawet liczyć.

Publikacja: 02.06.2015 22:00

Ernest Bodziuch, dziennikarz telewizji Polsat News

Ernest Bodziuch, dziennikarz telewizji Polsat News

Foto: materiały prasowe

To, co usłyszałem ostatnio, tylko potwierdza moje przekonanie, że nadal jesteśmy w lesie i żadne doraźne środki nic tu nie pomogą. Potrzebny jest wstrząs albo zupełna przebudowa systemu. Mam bowiem przeświadczenie, że pieniądze wypływają bokiem.

Na początek historia, która każe mocno zastanowić się nad tym, w jakim świecie żyjemy i czy przypadkiem ktoś tu kogoś nie naciąga. Znajoma dostaje skierowanie od lekarza rodzinnego do chirurga onkologa, by ten sprawdził znamię na skórze. Po miesiącu oczekiwania udaje się jej dostać na wizytę. I tu pierwsza niespodzianka: recepcjonistka pyta, czy wizyta do pana X zlecona jest jako do onkologa, chirurga czy chirurga onkologa? Kolejna niespodzianka przed gabinetem. Spora liczba pacjentów zapisana praktycznie na tę samą godzinę. Różnice pięciominutowe. Czyżby tak fantastyczny lekarz, który potrafi w pięć minut sprawdzić, o co chodzi, obejrzeć pacjenta i zdecydować co dalej? Znam bardzo zdolnych lekarzy, ale tak szybkiego nie spotkałem. I obym nigdy nie spotkał. Trzecie zaskoczenie już w gabinecie. Lekarz po błyskawicznym wywiadzie informuje że on nie ma narzędzi, by sprawdzić znamię. Zaprasza do prywatnej kliniki, w której przyjmuje. Tam narzędzia są. Czas wizyty: trzy minuty. Do gabinetu wchodzi kolejny pacjent.

Nie jestem dziennikarzem medycznym, ale gospodarczym, i właśnie z finansowego punktu widzenia parę rzeczy mi tu nie pasuje. Dlaczego lekarz przyjmuje pacjentów w zakresie trzech specjalizacji i dlaczego wizyta trwa tak krótko? Czy przez pierwsze pięć minut jest chirurgiem, drugie onkologiem, a trzecie chirurgiem onkologiem? Czy dzięki temu wychodzi, że pacjenta ma przez piętnaście minut, bo zapisywani są oni w ten właśnie specyficzny sposób? I wreszcie najbardziej nurtujące mnie pytanie: czy NFZ płaci za każdą pięciominutową wizytę? Domyślam się, że dostaje od przychodni informacje, ile procedur zostało wykonanych a nie, że wszystkie wykonał ten sam lekarz w ramach pięciominutowych dyżurów. Poza tym, czy wizyta, w czasie której lekarz mówi, że nie ma narzędzi do przeprowadzenia badania, wizyta, która sprowadza się do powiedzenia „dzień dobry" i „do widzenia", też jest normalnie rozliczana? Jeśli tak, to ja nie chcę na to przeznaczać moich podatków.

I wreszcie pytanie: z jakich pobudek przychodnia i lekarz to robią? Finansowych czy może zupełnie innych? Czy chcą jak najwięcej zarobić, czy przyjąć jak najwięcej pacjentów, bo w kolejce do takiego lekarza trzeba czekać miesiącami? Nie będę starał się na nie odpowiedzieć.

Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, na który warto zwrócić uwagę. W prywatnej przychodni, o której wspomniał lekarz, sprzęt jest. Kiedy więc wreszcie doczekamy się możliwości współpłacenia za usługi medyczne? Wielu Polaków na to stać. Wielu jest gotowych zapłacić, by pójść właśnie do takiej prywatnej przychodni.

Może wreszcie warto wprowadzić współpłacenie? Lekarz nie musiałby przyjmować co pięć minut kolejnego pacjenta. NFZ płaciłby za to, co faktycznie zostało wykonane, kolejki byłyby krótsze. A i pacjent byłby szczęśliwszy.

Ernest Bodziuch Dziennikarz telewizji Polsat News

To, co usłyszałem ostatnio, tylko potwierdza moje przekonanie, że nadal jesteśmy w lesie i żadne doraźne środki nic tu nie pomogą. Potrzebny jest wstrząs albo zupełna przebudowa systemu. Mam bowiem przeświadczenie, że pieniądze wypływają bokiem.

Na początek historia, która każe mocno zastanowić się nad tym, w jakim świecie żyjemy i czy przypadkiem ktoś tu kogoś nie naciąga. Znajoma dostaje skierowanie od lekarza rodzinnego do chirurga onkologa, by ten sprawdził znamię na skórze. Po miesiącu oczekiwania udaje się jej dostać na wizytę. I tu pierwsza niespodzianka: recepcjonistka pyta, czy wizyta do pana X zlecona jest jako do onkologa, chirurga czy chirurga onkologa? Kolejna niespodzianka przed gabinetem. Spora liczba pacjentów zapisana praktycznie na tę samą godzinę. Różnice pięciominutowe. Czyżby tak fantastyczny lekarz, który potrafi w pięć minut sprawdzić, o co chodzi, obejrzeć pacjenta i zdecydować co dalej? Znam bardzo zdolnych lekarzy, ale tak szybkiego nie spotkałem. I obym nigdy nie spotkał. Trzecie zaskoczenie już w gabinecie. Lekarz po błyskawicznym wywiadzie informuje że on nie ma narzędzi, by sprawdzić znamię. Zaprasza do prywatnej kliniki, w której przyjmuje. Tam narzędzia są. Czas wizyty: trzy minuty. Do gabinetu wchodzi kolejny pacjent.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację