Żyjemy w rzeczywistości, w której jeden niemądry przepis może uprzykrzyć życie milionom. Dlatego też z uwagą obserwuję kolejne odcinki serialu „ratujmy Platformę".
Stare porzekadło mówi „mądry Polak po szkodzie". W tym przypadku wygląda na to, że niestety mądrość nie przychodzi wcale, a Platforma kontynuuje swój samobójczy marsz. Jeśli ktoś się spodziewał refleksji po ostatnim spotkaniu PO w Jachrance, niestety grubo się zawiódł. Najbardziej znanym efektem owego „ratunkowego" spotkania są dywagacje na temat tego, czy zatrudnić 50 internetowych hejterów, czy będzie ich jednak 100, czy też każdy z tysięcy członków PO ma stać się takim hejterem.
Wciąż wierzę, że duża część członków PO postanowiła zająć się polityką, bo chciała zmieniać rzeczywistość w duchu wolności gospodarczej oraz wspierać aktywność społeczną. A dziś proponuje się im siedzenie przed komputerami i wymianę bluzgów z równie zaangażowanym koleżeństwem z prawicy. Tylko czy na tym ma polegać polityka?
Posłowie PO z lubością rozprawiają o in vitro, związkach partnerskich i innych sprawach, niewątpliwie ważnych, ale jednak dla małych grup elektoratu. Jednocześnie odwracają się plecami do swojej naturalnej bazy wyborczej. Czy w tej sytuacji może dziwić fakt, że partia, która na starcie swych rządów cieszyła się poparciem ponad 86 proc. przedsiębiorców, roztrwoniła to poparcie i teraz może liczyć na sympatię zaledwie kilkunastu procent z nich? Niestety, niektórzy politycy do dziś nie do końca rozumieją, co się stało, że ich partia tak szybko straciła popularność. A odpowiedź jest bardzo prosta.
Platforma była (i chyba jest nadal) partią rodzącej się wciąż polskiej klasy średniej. Ludzi z aspiracjami, ludzi myślących. I co najważniejsze – aktywnych. Obywatele ci liczyli, że Polska rządzona przez PO będzie inna od wcześniej znanych. Mniej urzędów i absurdalnych przepisów, państwo pomagające, a nie zastawiające pułapki na swych obywateli. Sądy, w których rozstrzyga się sprawiedliwie spory w perspektywie czasowej mierzonej miarą zwykłego człowieka, a nie wygodą państwa. Politycy skupieni na ważnych sprawach, a nie jałowych ideologicznych sporach, lub skoncentrowani na degustowaniu ośmiorniczek na służbowych spotkaniach.