Niby niewiele, o oczko, ale jednak symbolicznie. Bo zostaliśmy zdegradowani z grupy krajów o najwyższych ratingach poziomu A do grupy krajów o ratingu B (a konkretnie z A- zlecieliśmy na BB+).
A poza tym po raz pierwszy w historii ostatniego ćwierćwiecza zamiast piąć się w górę w ocenach wiarygodności finansowej, spadliśmy w dół. Niedużo, ale boleśnie.
Przede wszystkim, dla przypomnienia. Rating nie jest całościową oceną sytuacji gospodarczej. Stanowi tylko odpowiedź na proste pytanie: „Jakie jest prawdopodobieństwo, że pożyczający pieniądze dłużnik (na przykład rząd danego kraju) nie odda całości kwoty z odsetkami na czas". Ocena dotyczy więc nie tylko bieżącej sytuacji, ale i prognozy ewentualnych przyszłych kłopotów.
Najwyższa z ocen AAA oznacza że prawdopodobieństwo problemów jest zerowe. A- oznaczała nadal prawdopodobieństwo minimalne, a BB+ niewiele wyższe. Ale wystarczające do tego, aby część międzynarodowych inwestorów wymieniła polskie obligacje na inne (co szybko doprowadziło do osłabienia złotego). A ci, którzy nadal są skłonni je kupować, zażądali wyższego oprocentowania.
Agencja Standard & Poor's obniżyła rating Polski, nie kierując się oceną bieżącej sytuacji gospodarczej. Przyczyną było osłabienie niezależności instytucji, które gwarantują stabilność polityczną i gospodarczą kraju. Choć wspomniano o Trybunale Konstytucyjnym i mediach publicznych, rzeczywiste obawy dotyczą niezależności NBP.