Joris Evers: Zależy nam na tym, by Netflix był jak najszerzej dostępny

Zależy nam na tym, by Netflix był jak najszerzej dostępny, jak to możliwe, więc będziemy chcieli być obecni na każdej platformie – mówi „Rz” Joris Evers, wiceszef komunikacji Netfliksa ds. komunikacji w rejonie EMEA.

Aktualizacja: 17.03.2016 07:54 Publikacja: 16.03.2016 21:00

Joris Evers: Zależy nam na tym, by Netflix był jak najszerzej dostępny

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Rz: Siedzimy teraz w nowym biurze Netfliksa?

Joris Evers: Nie, to tylko apartament, który wynajęliśmy na rozmowy z mediami. Wolimy spotykać się w takich okolicznościach, żeby podkreślić, że dostarczamy usługę, z której korzysta się w domu.

Ale będzie warszawskie biuro?

W ogóle nie mamy zbyt wielu biur. Jesteśmy firmą działającą w Internecie, więc niekoniecznie musimy działać w jakimś jednym  miejscu fizycznie. Podobnie jak inne tego rodzaju firmy działające w sieci nie sprzedajemy też reklam, więc nie ma lokalnych biur sprzedaży. To, że nie mamy  reklam, to korzyść dla naszych użytkowników, bo nic im nie przeszkadza w oglądaniu. Nie planujemy uruchamiania dodatkowych biur w Europie, główne mamy teraz w Amsterdamie, pracuje tam 60 osób.

Tak zostanie czy będzie powoływany polki zarząd Netfliksa?

Nie, rynkiem polskim i europejskim będziemy nadal zarządzać z Amsterdamu.

Jak będziecie rozwijać tu ofertę, której głównymi słabościami są dziś brak polskich wersji językowych i polskich produkcji?

Kiedy w styczniu wystartowaliśmy w  Polsce i w innych 129 krajach, ruszyliśmy wszędzie głównie po angielsku. Dodaliśmy tylko kilka wersji językowych, m.in. arabską, chińską i koreańską. Teraz międzynarodowo w dużej mierze działamy w angielskiej wersji językowej, także opłaty za naszą usługę pobieramy w euro lub dolarach. Niekoniecznie jesteśmy więc produktem masowym. Zdecydowaliśmy się tak zrobić, bo zdaliśmy sobie sprawę, że ludzie lubią korzystać z internetowej telewizji, a my zgromadziliśmy już wystarczająco tytułów, do których mamy ogólnoświatowe licencje. Zamiast uruchamiać w pełni przystosowany do lokalnych potrzeb produkt rynek po rynku, postanowiliśmy ruszyć od razu z usługą globalną i - ucząc się poszczególnych rynków,  ulepszać tam oferty. W Polsce liczba tytułów, które są już opatrzone polskimi napisami albo dubbingiem, cały czas rośnie. Dziś jest to ponad 10 proc. całej oferty. Napisy  albo dubbing mamy już np. przy wszystkich produkcjach Marvela, albo w „How to geta away with murder". Powoli coraz lepiej przystajemy do tego rynku.

Możemy zapowiedzieć, że np. do końca roku wszystkie będą mieć napisy?

Liczba tych tytułów będzie rosła, ale nie chciałbym deklarować terminów.

Co z treściami lokalnymi? Czy w planach są lokalne koprodukcje, jakieś współprace?

Często jesteśmy o to pytani. Polski widza raczej nie narzeka na brak polskich treści – ma do nich dostęp chociażby przez ponad 20 kanałów darmowej naziemnej telewizji cyfrowej. Nie sądzimy, że moglibyśmy robić polską telewizję lepiej niż którykolwiek z kanałów obecny tu od wielu lat i posiadający na jego temat masę analiz. Nie zamierzamy konkurować z lokalnymi treściami.

Można kupować lokalne treści, nie stając się dla nich konkurencją.

To prawda, dlatego zawsze poszukujemy świetnych programów międzynarodowo , na Netfliksie już takie są. Mamy nie tylko programy amerykańskie, ale także japońskie, latynoamerykańskie i europejskie – zawsze dużo kupowaliśmy np. od BBC, mamy z ich biblioteki, także w Polsce chociażby serial „Peaky Blinders", z polską wersją językową. Zawsze rozglądamy się za takimi możliwościami. Gdybyśmy mieli kupić jakąś polską produkcję lub koprodukować tu coś, zawsze istotne byłoby, czy byłaby to produkcja ciekawa dla widzów nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Oczywiście niekoniecznie od razu dosłownie dla wszystkich. Jeden z najciekawszych moim zdaniem artykułów, jakie napisano dotąd o Netfliksie, to tekst z przed roku opublikowany w amerykańskim tytule „New Republic", a zatytułowany: Nisze są nowym rynkiem masowym. To kluczowa koncepcja internetowych usług telewizyjnych, w tym Netfliksa. W klasycznej telewizji wszyscy mają podane to samo, w internetowej  można ją sobie dowolnie samodzielnie skomponować. Na mobilnym kongresie w Barcelonie w tym roku jeden z hiszpańskich dziennikarzy przyznał, że był zachwycony japońskim serialem „Atelier" produkowanym przez Netfliksa, który opowiada o młodej kobiecie, która zaczyna życie w wielkim mieście. W tradycyjnej telewizji  ten dziennikarz nie miałby w Hiszpanii szans na obejrzenie tego rodzaju produkcji. Dzięki Netfliksowi może, a treści które mu się podobają, mogą być zupełnie innymi niż te, jakie sobie wybierze jego sąsiad. To także odpowiedź na pytanie, jak bardzo różnią się widzowie w zależności od kraju.

No właśnie: jak?

Dla nas to nie tak ważne, jak to, jaki gust mają nasi widzowie, kiedy popatrzy się na to z perspektywy globalnej. Bo może się okazać, że ma pani jako widz więcej wspólnego z kimś w Chile, Argentynie czy Finlandii niż z sąsiadem za ścianą. Staramy się więc patrzeć na widzów globalnie i znajdować ludzi o podobnych gustach, takie pani „sobowtóry", które w różnych częściach świata lubią oglądać to samo. Wtedy nasze algorytmy mogą w oparciu o zebrane dane polecić pani inne tytuły wpisujące się w pani zainteresowania w oparciu o gusty osób znajdujących się w zupełnie innych częściach świata. W ogóle nie chodzi wiec o to, co polski widz lubi oglądać w Netfliksie, ale co lubi tam oglądać poszczególna osoba.

Rozważacie tu współpracę z operatorami płatnej telewizji?

W Europie zyskujemy dostęp do lokalnych treści na kilka sposobów. Po pierwsze sami produkujemy lokalne programy, tak już się dzieje w Wielkiej Brytanii, Francji, we Włoszech i w Niemczech, zamierzamy to robić w Hiszpanii. Są też koprodukcje z lokalnymi partnerami.  W takim przypadku lokalny partner nadaje na swoim rynku dany materiał jako pierwszy, podczas gdy my dystrybuujemy go międzynarodowo. Następnie dostajemy go także na tym lokalnym rynku. Współpracujemy tak np. w Wielkiej Brytanii z iTV albo z Channel 4, z którym właśnie przygotowujemy thriller „Kiss me first" stworzony przez autorów „Skins". W Anglii jako pierwszy nada go Channel4, Netflix nada jako własna produkcję wszędzie poza, a w Wielkiej Brytanii udostępnimy go po emisji w Channel4.

Jeśli chodzi o partnerstwa z operatorami,  zawsze zależy nam na tym, by dostęp do Netfliksa był najprostszy, jak to możliwe. Zawsze szukamy więc możliwości współpracy z operatorami tradycyjnej telewizji, w tym płatnej. W Polsce jesteśmy tu już też dostępni na smart TV różnych producentów.

Negocjujecie tu teraz takie porozumienia?

Nawet, gdyby tak było, nie mógłbym o tym rozmawiać. Zależy nam na tym, by Netflix był jak najszerzej dostępny, jak to możliwe, więc będziemy agnostyczni i będziemy chcieli być obecni na każdej platformie. Kiedy zainicjowaliśmy pierwsze partnerstwa, padały pytania, czemu Netfliksowi zależy na obecności w dekoderach, skoro to taki klasyczny sposób dystrybucji, a to przecież serwis internetowy. Z drugiej strony pytano, czemu operatorzy  tacy jak Sky czy Orange mieliby chcieć mieć Netfliksa na swoich dekoderach – przecież to dla nich konkurencja.

Z tego, co pamiętam, we Francji operatorzy na początku właśnie Netfliksa tam nie chcieli.

We Francji rzeczywiście było sporo obaw, ale Netflix nie jest konkurencją, a po prostu jakby kolejnym kanałem telewizyjnym, z tą korzystną różnicą, że to kanał pozwalający widzowi wybrać, co chce obejrzeć. Jeśli w tradycyjnej telewizji w niedzielę jest wieczór z dramatami, a ja właśnie nie mam ochoty na dramat, tylko na komedię, nie podoba mi się, że ktoś właśnie za mnie wybrał, co mam oglądać. Netflix daje widzowi więcej kontroli. I łatwiej będzie z niego korzystać, jeśli dostęp do niego będzie możliwy z poziomu tego samego pilota, z którego wybiera się inne stacje. Z kolei operatorzy chcą dostarczać widzom jak najwięcej stacji, jakie chcą oglądać. To dlaczego także nie Netfliksa? Jeśli ludzie zaczną go oglądać poza tym modelem, mogą porzucić pilota Cyfrowego Polsatu czy jakiejś innej firmy. A im przecież zależy na tym, by ten pilot był w użyciu.

Kto jest wobec tego waszym głównym konkurentem?

Patrząc na to z szerszej perspektywy, jest ich mnóstwo – to nawet pogoda czy kino albo restauracje, bo to z nimi konkurujemy o ludzki czas. Na rynku telewizyjnym konkurencją są wszystkie materiały telewizyjne: czy to nadawane w tradycyjnej telewizji naziemnej, czy też z poziomu konsoli do gier wideo czy na DVD.

Nasz sukces mierzymy liczbą użytkowników i czasem, na jaki z nami zostają, bo Netfliksa naprawdę bardzo łatwo odsubskrybować. Więc staramy się dostarczać takie programy, których widz oczekuje, bo tylko wtedy z nami zostanie.

Jaki macie współczynnik odłączeń (tzw. churn)?

Nie podajemy takiego odsetka, ale jest na poziomie, który nas nie martwi. Większość ludzi, którzy decydują się na skorzystanie z bezpłatnego okresu próbnego, zostaje z nami także potem. Przeszliśmy długą drogę od czasu, gdy zaczęliśmy produkować własne materiały, a był to rok 2013 rok i pierwsza seria „House of cards". To był dla nas milowy krok. Wcześniej oferowaliśmy to samo, co było dostępne także w innych miejscach. W 2013 roku postawiliśmy także na własne produkcje, które możemy dystrybuować na całym świecie i tym możemy się globalnie wyróżniać. Rynki tradycyjnej telewizji są z natury lokalne: w jednym kraju oferują jedne treści, bo w innych są już inni nadawcy, którzy oferują swoje propozycje. Internet łączy dziś jednak ludzi na całym świecie. I kiedy dziś włącza się tradycyjną telewizję i są tam głównie materiały dobrane lokalnie, to już nie działa. Z tego powodu zdecydowaliśmy się na rozszerzenie działalności na cały świat w styczniu tego roku.

Ilu macie w Polsce subskrybentów, ilu płaci i jakie macie prognozy ich liczby dla Polski? Jeden z polskich ekspertów oszacował nam, że na koniec roku nie będzie to więcej niż 150 tys.

Takie lokalne prognozy zawsze są dla nas ciekawe. Globalnie w 2015 r. mieliśmy 75 mln subskrybentów, w I kwartale tego roku spodziewamy się 6 mln nowych klientów, w tej liczbie zawierają się także nowi klienci spoza USA.  To jeden z najmocniejszych kwartałów, jakie mieliśmy, jeśli w ogóle nie najlepszy. Nie mogę jednak podać dokładnych liczb. Tak samo, gdy chodzi o Polskę. Nie podajemy danych dotyczących liczby subskrybentów dla poszczególnych rynków, nie chcemy dawać konkurencji wskazówek, które z rynków gwarantują nam największy sukces.

Czy będziecie podejmować jakieś działania przeciwko piratowaniu waszych treści w Polsce? Na wielu rynkach walczycie już z korzystaniem z VPN, które pozwalają na korzystanie z oferty amerykańskiej na innych rynkach?

Nie zwalczamy piractwa ramach jakiegoś szczególnego planu. Moim  zdaniem powodem, dla którego się szerzy, jest frustracja widzów, którym brakuje dostępu do określonych programów. Słyszą  o nich i czytają, a jednocześnie nie mogą ich obejrzeć z uwagi na specyfiki lokalnych rynków. W wielu krajach po starcie Netfliksa poziom piractwa spadał. Najbardziej było to widoczne w Australii. Nie podejmujemy więc żadnych specjalnych antypirackich działań, ale umożliwiamy i ułatwiamy dostęp do naszych treści. Jeśli ten dostęp będzie prosty, ludzie wybiorą go zamiast portali pirackich.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację