Cel: Polska w G20

Posiadanie strategicznego celu motywuje do podejmowania wysiłku rozwojowego. Tymczasem od lat Polska takiego celu nie ma. Mogłoby nim być dołączenie do prestiżowej grupy krajów G20.

Publikacja: 12.05.2016 20:38

Profesor Marek Góra

Profesor Marek Góra

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Podczas minionych 25 lat mieliśmy kilka takich powszechnie akceptowalnych celów (OECD, NATO, Unia Europejska, Schengen). Jednak od dłuższego czasu nie mamy nic takiego, co w sposób ponadpolityczny mogłoby wspierać rozwój kraju. To poważne zagrożenie dla przyszłości. To, że jest to konieczne, pokazuje historia ostatnich 25 lat, które doprowadziły do wzrostu międzynarodowego znaczenia Polski. Można je mierzyć w różny sposób, np. skupić się na działaniach czysto politycznych lub uznać, że celem głównym jest osiąganie celów społecznych (na przykład zmniejszanie rozwarstwienia dochodowego, rozwój edukacji itp.). Jednak postrzeganie znaczenia krajów w największym stopniu opiera się na ich sile ekonomicznej. Możemy się z tym zgadzać w większym lub mniejszym stopniu, ale tym, co brane jest pod uwagę w takich porównaniach, jest przede wszystkim wielkość gospodarki każdego z krajów. Znaczenie państw o dużym PKB jest znacznie większe niż tych, które nie mogą się tym pochwalić. I choć na ogół tego tak się nie określa, ale w praktyce tak jest.

Warto spróbować

Celem organizującym ponadpolityczny wysiłek mogłoby być wejście Polski do grupy państw nazywanej G20. Państwa G20 składają się na około 90 proc. światowego PKB i 80 proc. światowej wymiany handlowej. Członkostwo w grupie nie pokrywa się jednak całkowicie z listą 20 największych gospodarek świata. Ostatecznie weszły do niej Arabia Saudyjska, Argentyna, Australia, Brazylia, Chiny, Francja, Indie, Indonezja, Japonia, Kanada, Korea Południowa, Meksyk, Niemcy, Republika Południowej Afryki, Rosja, Stany Zjednoczone, Turcja, Unia Europejska, Wielka Brytania i Włochy.

Czy Polska powinna być w G20? Polscy eksperci uważają, że tak. Spróbujmy popatrzeć obiektywnie. Jeżeli chodzi o potencjał gospodarczy naszego kraju mierzony wielkością PKB, to jego wartość wynosząca około 570 mld dol. sytuuje nas na 22. miejscu na świecie, przed takim krajem jak Argentyna, który z PKB wynoszącym 460 mld USD zajmuje w tym rankingu 27. miejsce. Jeszcze dalej, bo na 29. miejscu pod względem wielkości PKB wynoszącym około 450 mld dol., jest Republika Południowej Afryki. Oba te kraje są jednak członkami G20.

Jeżeli popatrzymy na wielkość PKB z uwzględnieniem siły nabywczej pieniądza poszczególnych krajów, to pozycja Polski jest jeszcze wyższa. Pod tym względem, z PKB wynoszącym około 800 mld dol., zajmujemy 20. miejsce na świecie, a za nami jest Argentyna, RPA i Arabia Saudyjska, będące członkami grupy G20.

Członkostwo w G20 jest jednak decyzją polityczną, w której wielkość PKB jest tylko jednym z kryteriów wagi danego kraju. Bardzo poważnym, choć trudno mierzalnym argumentem przemawiającym za tym, abyśmy byli członkami grupy G20, jest fakt, że jesteśmy największym krajem Europy Środkowo-Wschodniej, który przeszedł unikatową drogę od gospodarki centralnie planowanej do gospodarki rynkowej i doświadczeniami w tym zakresie (i tymi dobrymi, i tymi złymi), może się dzielić ze wszystkimi, którzy będą tym zainteresowani.

Plan ponad podziałami

Udział w G20 różni się od członkostwa w OECD, NATO czy Unii Europejskiej. To może ułatwić w Polsce wewnętrzny konsensus w sprawie działań mających na celu doprowadzenie do wejścia do tego grona. Nie wiąże się to bowiem z istotnymi zobowiązaniami międzynarodowymi. Jest po prostu uczestnictwem w grupie, która decyduje o bardzo wielu kwestiach dotyczących całego świata. To także podniesienie naszej wiarygodności, przekładające się nie tylko na dumę narodową, ale także na ratingi, koszty rolowania długu, postrzeganie w handlu międzynarodowym, umowach wielostronnych itp. Członkostwo Polski wiązałoby się z większym prestiżem naszego kraju na arenie międzynarodowej, wzrostem zaufania do naszej gospodarki oraz szansą na stanie się prawdziwym, uznanym liderem naszego regionu. Należy też podkreślić, że od kryzysu 2008–2009 roku rola G20 jako forum miedzynarodowej koordynacji wyraźnie rośnie w porównaniu z innymi ciałami, takimi np. jak G7.

Na początek można by pomyśleć o wejściu przynajmniej do przedsionka tej organizacji, ponieważ na spotkania OECD są też zapraszani goście. Stałym jest Hiszpania, więc w gruncie rzeczy możemy mówić o grupie G21. Poza nią są na nich kraje sprawujący kierownictwo w grupie ASEAN, kierujące Unią Afrykańską, oraz przedstawicie Nowego Partnerstwa dla Rozwoju Afryki (NEPAD). Państwa zaproszone przez gospodarza spotkania reprezentują region z jakiegoś powodu uznany za ważny. Gośćmi takich wydarzeń były już Benin, Brunei, Kambodża, Chile, Kolumbia, Gwinea Równikowa, Etiopia, Kazachstan, Malawi, Holandia, Hiszpania, Szwajcaria, Tajlandia, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Wietnam, Nowa Zelandia, Mauretania, Senegal, Singapur, Kazachstan czy Azerbejdżan.

Kwestie G20 poruszał prezydent Lech Kaczyński w trakcie swojej prezydentury. Wstąpienie do G20 uznał on za sprawę prestiżową, akcentując, że Polska jest największym krajem regionu i największym krajem, który „przeżył pewną historię, tą historią jest historia transformacji". Wydaje się, że realizacja tego celu mogłaby być czynnikiem jednoczącym Polaków i motywującego do podjęcia wysiłku rozwojowego niezależnego od indywidualnych preferencji politycznych.

Zdążyć przed innymi

Trzeba pamiętać, że ambicję dołączenia do G20 ma nie tylko Polska. Jak wspomnieliśmy, Hiszpania ma status „permanentnego gościa", a na swoją szansę czekają państwa Afryki oraz Azji Południowo-Wschodniej, które obecnie napędzają światowy wzrost. Wprawdzie największa gospodarka Afryki wciąż jest mniejsza od polskiej, ale już niebawem kraje, takie jak Nigeria, Malezja, Tajlandia, czy Filipiny, mogą wyrażać uzasadnione aspiracje.

Starania o członkostwo Polski w G20 trzeba rozpocząć jak najszybciej. Inaczej stracimy okazję do poprawy naszej konkurencyjności i możliwości wpływania na sprawy światowe.

Profesor Marek Góra wykłada w Szkole Głównej Handlowej.

Michał Rutkowski jest dyrektorem departamentu organizacji międzynarodowych w Banku Światowym.

Artykuł wyraża wyłącznie osobiste poglądy autorów

Podczas minionych 25 lat mieliśmy kilka takich powszechnie akceptowalnych celów (OECD, NATO, Unia Europejska, Schengen). Jednak od dłuższego czasu nie mamy nic takiego, co w sposób ponadpolityczny mogłoby wspierać rozwój kraju. To poważne zagrożenie dla przyszłości. To, że jest to konieczne, pokazuje historia ostatnich 25 lat, które doprowadziły do wzrostu międzynarodowego znaczenia Polski. Można je mierzyć w różny sposób, np. skupić się na działaniach czysto politycznych lub uznać, że celem głównym jest osiąganie celów społecznych (na przykład zmniejszanie rozwarstwienia dochodowego, rozwój edukacji itp.). Jednak postrzeganie znaczenia krajów w największym stopniu opiera się na ich sile ekonomicznej. Możemy się z tym zgadzać w większym lub mniejszym stopniu, ale tym, co brane jest pod uwagę w takich porównaniach, jest przede wszystkim wielkość gospodarki każdego z krajów. Znaczenie państw o dużym PKB jest znacznie większe niż tych, które nie mogą się tym pochwalić. I choć na ogół tego tak się nie określa, ale w praktyce tak jest.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację