Rz: Prace nad nowymi ramami finansowymi Unii Europejskiej po 2020 roku, które rozpoczną się w ciągu najbliższych miesięcy, mają być świetną okazją do zreformowania całego systemu finansowego UE. Czy Bruksela powinna w większym stopniu polegać na tzw. zasobach własnych?
Nie jestem entuzjastą tych rozwiązań. To próba zwiększenia omnipotencji Brukseli i zastąpienia przez nią państw narodowych w kolejnej istotnej dla nich kwestii, bowiem stanowienie podatków co najmniej od średniowiecza jest ważnym elementem suwerenności państwowej. Te zmiany prowadzą do centralizacji Unii, a to znaczy, że nie wyciągnięto żadnych wniosków chociażby z Brexitu. Eurokraci kompletnie nie rozumieją, że to właśnie przez daleko idącą centralizację tak wielką popularność zyskują ostatnio ruchy eurosceptyczne. Jednym słowem, receptą na za dużo Unii ma być... jeszcze więcej Unii.
Ta reforma ma wzmocnić Unię i zakończyć bezproduktywne kłótnie, które wybuchają między państwami członkowskimi przy okazji prac nad każdym nowym budżetem.
Przykręcenie śruby integracyjnej wywoła efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego i jedynie pogłębi tendencje odśrodkowe. Im więcej tego typu projektów, tym większa szansa, że projekt europejski zakończy się z hukiem. Nie ma co się z tego cieszyć, bo w naszej sytuacji geopolitycznej powinno nam zależeć na utrzymaniu Unii, nawet mimo tysięcy jej wad.
Parlament Europejski od lat postuluje zwiększenie unijnego budżetu. Nowe podatki są szansą, by spełnić wreszcie oczekiwania instytucji, której jest pan wiceprzewodniczącym.