W Warszawie budynki mieszkalne rosną jak grzyby po deszczu, na każdym skrawku wolnego terenu. Jakby nikt się nie przejmował tym, że poprzednim razem takie przegrzanie koniunktury na tym rynku skończyło się opłakanie. I mimo tego, że było to tylko dekadę temu.
Poprzednim razem, gdy sprzedaż nagle się załamała, firmy wyciągnęły do państwa ręce z prośbą po pomoc. Kroplówką były choćby kolejne edycje programów wspierających zakup mieszkań przez młode małżeństwa. Teraz nie ma co na to liczyć, ponieważ rząd ma zupełnie inny pomysł na swój udział na rynku, czyli program Mieszkanie+. Firmy zyskają konkurenta w postaci mieszkań jeszcze tańszych, do tego często w dobrych lokalizacjach. Podstawą projektu ma być bank ziemi państwowych spółek, z PKP na czele. Udział tej ostatniej akurat temu projektowi nie wróży za dobrze – do tej pory nie była w stanie terminowo zrealizować żadnego projektu, nawet wykorzystać przyznanych funduszy UE.
Niemniej na rynku zmieni się sporo, a deweloperzy mogą zostać zepchnięci do narożnika. Oczywiście mieszkania z nowego programu będą mogły trafić tylko do określonej grupy chętnych, ale ich pojawienie się na rynku zmieni też sytuację w przypadku najmu. Mniej chętnych do wynajęcia oznacza mniejszą atrakcyjność inwestycji w mieszkania, ponieważ zazwyczaj trafiały one właśnie na wynajem.
Polski rynek mieszkaniowy wciąż jest daleki od normalności. Choć od lat tempo oddawania nowych budynków nie słabnie, niedobory wciąż są ogromne. Polacy pod względem powierzchni mieszkań przypadającej na jedną osobę zajmują w Europie jedno z ostatnich miejsc. Dla nich budowane mieszkania są poza zasięgiem. I to raczej szybko się nie zmieni. Nawet z Mieszkaniem+.