Szlag mnie trafia, gdy słyszę o problemie niskiej aktywności zawodowej pokolenia 50+. Przedstawia się je jak pacjenta z ciężką chorobą. W efekcie zaprawiony w bojach 55-, 60-latek, który przeżył całą transformację od komunistycznej PRL do wolnej i wolnorynkowej Polski, w wyobraźni społecznej jawi się jako śmiertelnie zmęczony długodystansowiec, wypatrujący mety w postaci emerytury, która może i jest marna, ale daje poczucie stabilizacji.
Politycy wykorzystali te lęki dla swojej korzyści, obniżając wiek emerytalny, co w praktyce dla emerytów z pokolenia wyżu demograficznego oznacza niższe świadczenia i poziom życia. System zabezpieczenia społecznego musi się przecież bilansować, a my, Polacy, żyjemy dłużej niż trzy dekady temu. Do młodego pokolenia, które ma na emerytury wyżu pracować, dociera, że jest robione w konia, bo samo dostanie niższe świadczenia. To kruszy solidarność pokoleń, fundament systemu emerytalnego. Każdy kolejny hojny gest polityków w rodzaju trzynastki dla emeryta podnosi koszty i przybliża bunt wykorzystywanych młodych.
Uratować może nas tylko ucieczka do przodu. Wszyscy dokoła podnoszą wiek emerytalny, Niemcy dyskutują już nawet o pracy do siedemdziesiątki. Jednak u nas, po przywróceniu przez PiS emerytur od 60./65. roku życia, jest to niemożliwe z przyczyn politycznych. Stąd propozycje, by zamiast zmuszać do dłuższej aktywności, raczej zachęcać do niej finansowo, choćby zwalniając pracownika po osiągnięciu 60/65 lat ze składek ZUS.
Wszystkie te propozycje są bardzo cenne, ale to za mało. Zachęty nie zadziałają, jeśli nie będzie gdzie pracować, a 60-latkowie nie będą czuli, że są potrzebni. Dlatego, drodzy pracodawcy, jeśli chcecie, by ci ludzie dłużej pracowali, zmieńcie swój stosunek do nich. Nie wypychajcie na emeryturę w gorszych czasach, bo gdy koniunktura wróci, już ich nie odzyskacie. Pomyślcie o inwestowaniu w ich szkolenia, a także o bardziej elastycznym czasie pracy. Nawet jeśli 65-latek nie będzie w stanie pracować osiem godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu, to cztery dni po cztery godziny są w jego zasięgu. I przede wszystkim lobbujcie, by państwo usprawniło służbę zdrowia – niech starsi poświęcają czas na pracę, a nie na sterczenie w kolejkach do lekarza.
Wokół siebie widzę bardzo wiele osób aktywnych zawodowo mimo 70 lat w metryce. 30-latkowie mogą im zazdrościć energii, a przede wszystkim doświadczenia. Kraj, który z tego rezygnuje, nie osiągnie zachodniego poziomu życia. I to jest prawdziwe źródło problemu z aktywnością pokolenia 50+.