Powstanie grupa wsparcia dla szykanowanych lekarzy

Jeśli chcemy uzdrowić system, nie możemy pomijać własnego środowiska. Powiedzieć: dajcie nam wszystko, my to zmienimy, ale sami pozostaniemy źli – mówi dr Bartosz Fiałek, który w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy tworzy grupę wsparcia dla lekarzy poddawanym szykanom.

Publikacja: 24.06.2019 09:06

Powstanie grupa wsparcia dla szykanowanych lekarzy

Foto: 123RF

Tworzy Pan w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy grupę, która ma zająć się mobbingiem w środowisku lekarskim.

Chcemy pomagać nie tylko osobom poddanym mobbingowi, który w myśl ustawy musi spełniać określone kryteria, m.in. czasowe, ale też ofiarom pojedynczych nieakceptowalnych zachowań ze strony kolegów czy przełożonych. Według kryteriów ustawowych, osoba doświadczająca mobbingu musi być poddawana uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu w miejscu pracy. My chcemy reagować już w przypadku pojedynczych pogróżek.

Czytaj także: Dyrektorzy szpitali każą lekarzom płacić za odwiezienie niesamodzielnej osoby karetką

Na przykład jakich?

Na przykład wówczas, gdy lekarz nie zgodzi się na działanie niezgodne z prawem, np. jednoczesne dyżurowanie na oddziale i szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR), straci pracę albo utrudni lub uniemożliwi mu się dokończenie specjalizacji, będzie szantażowany. Albo że jeżeli błędnie zakwalifikuje pacjenta do transportu sanitarnego ze szpitala do domu, będzie za to płacił z własnej kieszeni. Takie przypadki są karygodne i niezgodne z prawem. I oba zdarzają się nagminnie.

Pierwszego doświadczył Pan osobiście i postanowił wystąpić na drogę sądową przeciwko dyrektorowi, który zagroził Panu utrudnianiem kariery zawodowej. Dlaczego zdecydował się Pan zainterweniować w sprawie „podwójnych dyżurów" w Pana szpitalu?

Bo nie zgadzam się z nieuczciwością, ale też był to mój obowiązek wynikający z ustawy o związkach zawodowych. Kiedy dyrektor ds. lecznictwa mojego szpitala wydał polecenie, że lekarze mają dyżurować jednocześnie na swoim oddziale i na SORze, będąc szefem oddziału terenowego OZZL w swoim szpitalu miałem obowiązek poinformować Państwową Inspekcję Pracy o nieprawidłowościach, które nie tylko naruszają prawo pracy, ale i narażają lekarzy i pacjentów na niebezpieczeństwo. Potwierdziła to ekspertyza prawników współpracujących z OZZL. Ponadto bydgoska izba lekarska wydała stanowisko, w którym wskazała, aby zgłosić sprawę do instytucji nadzorujących pracę w szpitalach. Polecenie dyrektora wymuszało na lekarzach bilokację – to, że będą jednocześnie opiekowali się chorymi na oddziale i przyjmowali chorych przywożonych na SOR. A to jest niemożliwe.

Wcześniej rozmawiał Pan z dyrektorem ds. lecznictwa, ale spotkania do niczego nie prowadziły. Dlaczego zdecydował się Pan nagrać swojego szefa i ujawnić nagranie?

Spotkanie nagrałem w celu ochrony moich interesów. Znając treść wezwania i poprzednich kontaktów z panem dyrektorem wiedziałem, że może ono przebiegać w niemiłej atmosferze. Ponadto nie miałem możliwości zabrania ze sobą świadka. Jako członek OZZL, od początku mojego członkostwa mówię, że jeśli chcemy naprawić system opieki zdrowotnej, nie możemy pomijać środowiska lekarskiego. Na tym nagraniu słychać, w jaki sposób dyrektor zwraca się do młodszego lekarza i jakich argumentów używa, by zniechęcić mnie do interwencji. Ucieka się do gróźb, że jeśli nie przestanę, nie skończę specjalizacji i zostanę wyrzucony z pracy, poniża mnie mówiąc, że nikt w tym szpitalu mnie nie chce. Takie rozmowy prowadzone są regularnie w dziesiątkach polskich szpitali. Kiedy nagłośniłem swoją sprawę, zacząłem dostawać mnóstwo telefonów i maili od osób, które potraktowano podobnie. W wielu wypadkach groźby jednak spełniono, bo tamci lekarze nie byli działaczami związkowymi i nie mogli, jak ja, liczyć na tak dużą pomoc. Może też nie wiedzieli, że związek może im ją zapewnić.

Pan zgłosił sprawę do prokuratury.

Po mojej rozmowie z dyrektorem ds. lecznictwa mój pełnomocnik złożył w moim imieniu zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 35 ust. 2 i 3 ustawy o związkach zawodowych – o dyskryminacji działacza związkowego i o utrudnianiu prowadzenia działalności związkowej w zakładzie pracy. Prokuratura wszczęła dochodzenie w tej sprawie. Wiem, że to może ośmielić innych. Ale to nie znaczy, że jest mi łatwo. Poniosłem konsekwencje swoich działań – pracy nie straciłem, bo bardzo sumiennie wywiązuję się ze swoich obowiązków i robię nawet więcej, niż się ode mnie wymaga. Straciłem jednak możliwość dyżurowania na SOR, co robiłem od trzech lat. To nie tylko zmniejszyło o 50 proc. moje dochody, ale odcięło mnie od czegoś, co wykonywałem z prawdziwą pasją. Byłem doceniany. Poprzedni ordynator SOR sam uznał mnie za świetnego człowieka do tej pracy i wpisał na dyżury, a potem awansował na lekarza ogólnego SOR, czyli osobę, która podczas dyżuru de facto pełni funkcję dyrektora ds. lecznictwa. To ja decydowałem o pożyczeniu sprzętu od innego szpitala i o tym, czy w braku miejsc pacjenta kardiologicznego można położyć na innym oddziale. Nagle, pod koniec lutego, dowiedziałem się, że nie pełnię już dyżurów na SOR, choć byłem wpisany w grafik na marzec.

Zewsząd słyszę, że brakuje dobrych lekarzy na SOR, a Pana pozbyli się ot tak, za karę? To chyba kara dla pacjentów.

W obecnym systemie feudalnym nie liczy się jakość i dobro pacjenta, tylko uległość. Nie ma miejsca dla ludzi, którzy wolą system partnerski, a nie paternalistyczny. W większości przełożeni chcą ludzi cichych, którzy nie będą podnosić głowy. Wielokrotnie dobro pacjenta nie jest na pierwszym planie. Dlatego uważam, że grupa w OZZL, która zapewni wsparcie lekarzom poddawanym szykanom, przyczyni się do poprawy całego systemu i sytuacji pacjentów. Tworząc ją chcę też spłacić dług wobec tych, którzy mi pomogli.

Tworzy Pan w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy grupę, która ma zająć się mobbingiem w środowisku lekarskim.

Chcemy pomagać nie tylko osobom poddanym mobbingowi, który w myśl ustawy musi spełniać określone kryteria, m.in. czasowe, ale też ofiarom pojedynczych nieakceptowalnych zachowań ze strony kolegów czy przełożonych. Według kryteriów ustawowych, osoba doświadczająca mobbingu musi być poddawana uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu w miejscu pracy. My chcemy reagować już w przypadku pojedynczych pogróżek.

Pozostało 91% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Nieruchomości
Ministerstwo Rozwoju przekazało ważną wiadomość ws. ogródków działkowych
Prawo w Polsce
Sąd ukarał Klaudię El Dursi za szalony rajd po autostradzie A2
Nieruchomości
Sąsiad buduje ogrodzenie i chce zwrotu połowy kosztów? Przepisy są jasne