– To oczywiście szansa na lepsze zarobki, ale też na bardziej elastyczne zatrudnienie – tłumaczy Nowak. – Są osoby, które np. wychowują dziecko i chcą przychodzić do szpitala tylko na dyżury, by nie stracić kontaktu z zawodem. Są wysoko wykwalifikowane specjalistki, które uczestniczą tylko w niektórych zabiegach wykonywanych w szpitalu. Jest jeszcze drugi powód, dla którego dyrektorzy wolą kontrakty. Unijne przepisy ograniczają czas pracy osoby zatrudnionej do 40 godzin tygodniowo. Szpitale mają problem z obsadzeniem dyżurów nocnych czy świątecznych i spełnieniem tych norm. Dlatego wybierają kontrakty, które pozwalają wydłużać czas pracy.
– Pielęgniarki są często zmuszane do zmiany umowy o pracę na kontrakt. To obchodzenie prawa – denerwuje się Gardias. – Wydłużenie czasu pracy w nieskończoność, przemęczenie stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa pacjenta.
– Nikt mnie do niczego nie zmusza, a dodatkowych ludzi do pracy nie ma skąd wziąć. Personelu brakuje – ripostuje Elżbieta Wrona.
[srodtytul]Dlaczego PO zmieniła zdanie [/srodtytul]
Konflikt o pracę pielęgniarek nie rozpoczął się teraz. Jeszcze w 2005 r. Trybunał Konstytucyjny sprawdzał, czy można zakazać im pracy na kontraktach. I uznał, że skoro lekarze mogą tak pracować, to zakaz dla pielęgniarek jest formą dyskryminacji. – W walkę o przywrócenie kontraktów pielęgniarskich zaangażowana była PO, w tym osobiście minister Ewa Kopacz. Wiele razy na ten temat rozmawiałyśmy. Nie wiem, co się od tamtego czasu stało – mówi Wrona.
– My byliśmy przeciw kontraktom, Platforma walczyła o tę formę zatrudnienia. Pytałem, co się stało, że zmienili zdanie, ale nie uzyskałem odpowiedzi – mówi Bolesław Piecha z PiS. – Można się tylko domyślać, że chodzi o zbliżające się wybory i o to, by w czasie kampanii nie wchodzić w konflikt z dużym, wpływowym związkiem zawodowym.