Unia Europejska pokłóciła się o czas pracy. Wskutek oporu Niemiec i Wielkiej Brytanii nie nastąpi zmiana dyrektyw, która miała m.in. doprowadzić do bardziej elastycznego liczenia czasu pracy spędzanego na dyżurach.
Spór dotyczył dwóch dyrektyw: o czasie pracy i agencjach pracy czasowej. Taki porządek obrad wyznaczyła kierująca obecnie UE Portugalia.
– Portugalia postanowiła połączyć dwie dyrektywy, w sprawie których od lat nie ma zgody. Miała nadzieję, że drogą wzajemnych ustępstw między tymi pakietami uda się doprowadzić do kompromisu – tłumaczy Kazimierz Kuberski, wiceminister pracy i polityki społecznej.
Jednak zaostrzenie dyrektywy o agencjach, dające pracownikom zatrudnianym tą drogą prawa zbliżone do osób zatrudnianych bezpośrednio na etacie, bardzo nie spodobało się Wielkiej Brytanii i Niemcom. I postanowiły sprzeciwić się obu propozycjom. Ich opór arytmetycznie nie wystarczyłby do zablokowania przepisów, ale pozostałe kraje uznały, że w tak ważnych sprawach trzeba znaleźć kompromis akceptowalny dla wszystkich. Dlatego żadna decyzja nie zapadła.
Nowa propozycja dyrektywy o czasie pracy przewidywała możliwość podziału dyżuru lekarskiego na część aktywną i nieaktywną. Tylko ta pierwsza liczona byłaby do limitu czasu pracy. Za drugą, spędzoną na przykład na kozetce w pokoju lekarskim albo w domu pod telefonem, można byłoby oczywiście płacić. Ale nie byłaby traktowana jako czas pracy. Projekt zawierał też propozycję bezterminowych wyjątków dłuższego czasu pracy do 60 godzin tygodniowo – Polska walczyła o 65 godzin – dla wybranych zawodów.