Narodowy Fundusz Zdrowia wycofał się z planów karania lekarzy za to, że wypisywali zaocznie recepty osobom leżącym w szpitalu. Dyrektorzy wojewódzkich oddziałów funduszu otrzymali od Marcina Pakulskiego, wiceprezesa NFZ, oficjalne polecenie, z którego wynika, że mają rozliczać i płacić medykom za porady udzielane pacjentom kontynuującym leczenie.
Chodzi tu zwłaszcza o osoby, które są hospitalizowane, a cierpią na choroby przewlekłe, np. padaczkę czy nadciśnienie. Często bywa tak, że jeśli trafią na oddział szpitalny, ale nie w związku ze swoim schorzeniem przewlekłym, lecznica nie zapewnia na nie leków. Nie ma ich np. w receptariuszu albo zwyczajnie oszczędza. Lekarze z oddziałów radzą rodzinie chorego iść po receptę do lekarza rodzinnego i wykupić medykamenty. Co więcej, szpitale żądają nawet, aby najbliżsi sami dostarczyli pacjentowi pieluchomajtki, także kupowane na receptę refundowaną.
Za takie właśnie usługi jeszcze niedawno NFZ planował karać lekarzy rodzinnych. Jego zdaniem dochodziło tu do oszustw w postaci bezprawnej koincydencji, czyli zbiegu świadczeń. Dwie lecznice, szpital i przychodnia, wykazywały w sprawozdaniach do NFZ, że udzieliły pomocy w tym samym czasie temu samemu pacjentowi.
– Cieszymy się, że NFZ zrezygnował z tych planów. To dowód na to, że jednak rozumie problemy pacjentów i środowiska medycznego –mówi Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.
W związku z takim rozwojem sytuacji do łask mogą wrócić także recepty na telefon, o które prosili swoich lekarzy chorzy przewlekle, ale niekoniecznie leżący na oddziale. Dzięki temu rozwiązaniu pacjenci mogli liczyć na to, że nie będą stać w kolejce, tylko po receptę. Lekarz rodzinny, któremu zainteresowany dostarczył zaświadczenie od specjalisty o rozpoznanej chorobie i zalecanych lekach, ordynował mu je przez rok.