Resort zdrowia wysłał właśnie do konsultacji społecznych długo zapowiadany projekt ustawy o leczeniu niepłodności. W jego uzasadnieniu zapisano, że w sytuacji niskiego przyrostu naturalnego konieczne jest podjęcie działań ograniczających niepłodność.
Projekt ustala m.in. zasady stosowania procedury zapłodnienia pozaustrojowego, pobierania, testowania, przechowywania i dystrybucji komórek rozrodczych. Zakłada także utworzenie banków komórek rozrodczych i zarodków oraz rejestr dawców. Powołuje też Radę do spraw Leczenia Niepłodności.
„Od lipca 2013 r. refundujemy in vitro. Od lipca 2014 r. leki stosowane w in vitro są refundowane. Teraz ustawa o leczeniu niepłodności" – chwalił się na Twitterze tuż po wysłaniu projektu do konsultacji Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia. „Ustawa o leczeniu niepłodności zobowiązuje podmioty do zachowania najwyższych standardów zgodnych z najnowszą wiedzą medyczną i normami UE" – napisał.
Tymczasem wielu ekspertów uważa, że ustawa jest niedopracowana, pełna nieścisłości, a nawet niebezpieczna.
– Na początku dokumentu wymieniono elementy leczenia niepłodności: diagnozę, poradnictwo, metody chirurgiczne, wspomagany rozród. Ale akt ten odnosi się jednak tylko do ostatniego elementu – mówi „Rz" dr Błażej Kmieciak, socjolog prawa, redaktor naczelny portalu biotechnologia.pl. – Nie ma w nim mowy o pozostałych, w istocie prawdziwych technikach leczenia niepłodności. W projekcie często wspomina się o technikach wspomaganego rozrodu lub technikach wspomaganej prokreacji. Tym samym mamy przekaz, że jest to metoda, która leczy niepłodność, co z perspektywy medycznej nie jest prawdą – dodaje.