Właścicielowi zwykle się spieszy: obce instalacje obniżają wartość nieruchomości. Nawet jeśli nie chce ich usunięcia, oczekuje przynajmniej wynagrodzenia (czynszu) za korzystanie z gruntu. Właścicielom sieci, zwłaszcza tych zbudowanych przed laty, przeciwnie - zależy na przedłużeniu sporu, odwleczeniu wyroku.
Tę sprzeczność interesów pokazuje sprawa, jaką niedawno Anna i Robert N., właściciele półtorahektarowej działki pod Warszawą, wytoczyli miejscowemu zakładowi energetycznemu. Domagali się usunięcia z niej dwóch linii elektrycznych o znacznym napięciu. Jedna biegnie wzdłuż granicy działki, druga na ukos i nie pozwala na w miarę sensowne jej zagospodarowanie. To jasne, że linie znacznie obniżają wartość działki. Ulica na szczęście jest szeroka, jest gdzie je przesunąć, zakład energetyczny zresztą na to się godzi.
O co więc spór? O koszty (120 tys. zł). Kto je poniesie, kto wytrzyma grę nerwów?
Linie wybudowano w latach 60. i 70., a zakład nie ma na żadną pozwolenia. Jedyne, co ma, to zarzut, że zasiedział służebność na korzystanie z działki w zakresie linii. Sęk w tym, że nie przedstawił dotychczas wyroku stwierdzającego zasiedzenie. Złożył tylko w sądzie rejonowym wniosek o stwierdzenie zasiedzenia, a wtedy sprawę o przesunięcie kabli, już w drugiej instancji, sąd apelacyjny zawiesił, by tamta (hamująca) kwestia została wyjaśniona. Ale z powodu wad formalnych sąd rejonowy nie nadał wnioskowi biegu, więc spór o przesunięcie linii odwieszono. Na rozprawie apelacyjnej pełnomocnik zakładu podniosła jednak, że złożono poprawiony wniosek, więc sprawa o służebność jest nadal otwarta.
Pełnomocnicy właścicieli, adwokaci Zbigniew Banaszczyk i Roberto Privitera, pytali, jak długo zakład naruszający własność może odwlekać sprawę. Owszem, art. 222 kodeksu cywilnego ogranicza prawo właściciela do żądania opróżnienia rzeczy, gdy naruszającemu przysługuje skuteczne uprawnienie do władania nią (służebność).