To sedno najnowszego wyroku Sądu Najwyższego, który dotyczy co najmniej kilkuset spraw, jakie miasto stołeczne wytoczyło posiadaczom nieruchomości na kilka dni przed 1 października 2005 r. Chodziło o to, by przed tym dniem przerwać bieg zasiedzenia. Wielu zasiadujących było dawnymi właścicielami tych nieruchomości.
Stanowisko SN ma znaczenie także dla innych sporów o zasiedzenie.
Wyścig z czasem
Tego dnia mogło dojść najwcześniej do zasiedzenia nieruchomości komunalnych. Zasiadujący mogli z lat PRL zaliczyć tylko połowę okresu, czyli 15 lat, a drugie 15 lat kończyło się właśnie 1 października 2005 r.
Miasto stołeczne kierowane przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego prawnicy zdawali sobie z tego sprawę i do ostatniego dnia składali pozwy, żeby przerwać trzydziestoletni okres zasiedzenia. Był to swoisty wyścig z czasem.
Tak też postąpili wobec małżonków K., którzy w 1960 r. nabyli 1/2 udziału działki w dzielnicy Wawer. Dodatkowo zasiadywali oni 1/4 nieruchomości należącą do krewnego sprzedawcy, który zmarł w 1974 r. bez spadkobierców. Jego udział odziedziczył więc Skarb Państwa. Ani Skarb Państwa, ani miasto nie interesowały się jednak nieruchomością, zajmowali się nią natomiast małżonkowie K. Płacili podatki, a w 2000 r. sami wszczęli postępowanie spadkowe, które ujawniło właśnie dziedziczenie Skarbu Państwa. Gmina, która SP reprezentowała, upomniała się jednak o swoje dopiero ostatniego dnia – 30 września 2005 r., kiedy wystąpiła do sądu o dopuszczenie do współposiadania działki.