Ulice handlowe tracą blask

Brytyjczycy alarmują, że pod dobrymi adresami lądują salony tatuażu.

Publikacja: 14.10.2014 15:07

Restauracje poprzetykane kebabowniami i sklepami z używana odzieżą.  Tak od lat wygląda w Polsce większość lokalizacji określanych jako ekskluzywne ulice handlowe. Okazuje się, że – wprawdzie rzadko, ale jednak – udaje nam się czasami nie tylko poczuć na własnej skórze zmiany, jakie w Europie Zachodniej dopiero się zaczynają, ale nawet je wyprzedzić.

Niekoniecznie jest to powód do dumy, ale to, co dzieje się dzisiaj pod najlepszymi dotąd adresami w Londynie, Paryżu czy Nowym Jorku, my znamy od dawna z Warszawy, Krakowa czy Poznania. Na Zachodzie odczytywane jest to jako zapowiedź głębszych zmian w sposobie robienia zakupów.

Luksus przegrywa

W Wielkiej Brytanii toczy się właśnie dyskusja o zmianach zachodzących na tamtejszych ulicach handlowych. Jak wynika z danych firmy Experian, podanych przez dziennik „Guardian", w ciągu ostatniej dekady o 173 proc. wzrosła na nich liczba salonów tatuażu, a restauracji – zależnie od miasta – skoczyła o 50–75 proc. Generalnie zyskują wszelkiego typu punkty usługowe poza oczywiście wypożyczalniami filmów, które stopniowo znikają.

Wszystko odbywa się kosztem sklepów, które były zawsze głównymi najemcami, zwłaszcza w najbardziej prestiżowych lokalizacjach. O ile większość marek luksusowych na razie z takich miejsc się nie wyniesie, głównie z powodu prestiżu, o tyle już te z nieco niższego poziomu nie chcą płacić wyśrubowanych czynszów. Powód jest oczywisty – klienci coraz chętniej kupują przez internet, a jeśli w sklepie chcą tylko sprawdzić rozmiary, to powinien im wystarczyć lokal z mniej prestiżowym adresem.

Uważana przez wiele lat za najdroższą ulicę nowojorska Piąta Aleja też się zmienia. Oczywiście drogich butików na niej nie brakuje, ale pojawiają się także mniej czy bardziej obskurne spożywczaki, kawiarnie sieciowe czy sklepy z pamiątkami dla najmniej wymagających.

Dla Polaków brzmi to cokolwiek znajomo, ponieważ większość, nawet niby-prestiżowych ulic w naszym kraju, wygląda tak od dawna. W ramach najdroższego pod względem stawek czynszowych warszawskiego Nowego Światu przynajmniej pozory ekskluzywności zachowuje tylko jego fragment, czyli pl. Trzech Krzyży z butikami Burberry, Ermenegildo Zegna, Ralph Lauren, Rolex (w ramach salonu W.Kruk) i od niedawna także Omegi. Na reszcie tego ciągu luksusowe jest w zasadzie tylko świąteczne oświetlenie zimą.

Po rynku krążą anegdoty o delegacjach firm, które chcąc poszaleć w sklepach zlokalizowanych pod najlepszym adresem, były wiezione na  Nowy Świat, po czym szybko stamtąd uciekały.

Restauracje górą

Choć firmy doradcze od lat wieszczą wzrost zainteresowania lokalami przy ulicach handlowych, to wielkiego boomu jednak nie widać. Pojedyncze sklepy się pojawiają, ale w sumie więcej ich znika. Sami klienci już się do tego przyzwyczaili – wieczorami czy w weekendy znajdujące się tam liczne restauracje są pełne i choć chodnikami przemieszczają się tłumy, to w coraz mniej licznych pobliskich sklepach tłoku nie ma.

Nie ma się też co obrażać na rzeczywistość – akurat z tym trendem nie za bardzo wiadomo jak walczyć. Być może, gdyby wszystkie lokale miały jednego właściciela, ze spójną wizją profilu preferowanych najemców, jakieś zmiany byłyby realne. Przy obecnym rozdrobnieniu nie ma na to szans, a dodatkowo każdy właściciel nastawiony jest głównie na zysk i terminowe regulowanie czynszu, stąd zawsze premiowane będą sieciówki i gastronomia, które mogą liczyć na stały przepływ klientów.

Zmorą tego typu ulic są tylko miejsca z posiłkami na wynos z osławionymi kebabowniami na czele. Choć nie można nikomu zabraniać jedzenia tego, na co ma ochotę, to paskudzenia tłustymi sosami na chodnik już tak. Ale trudno sobie wyobrazić skuteczne egzekwowanie takiego zakazu. W Londynie też łamią sobie nad tym głowę, ale nie mają dobrego pomysłu, jak to rozwiązać.

Restauracje poprzetykane kebabowniami i sklepami z używana odzieżą.  Tak od lat wygląda w Polsce większość lokalizacji określanych jako ekskluzywne ulice handlowe. Okazuje się, że – wprawdzie rzadko, ale jednak – udaje nam się czasami nie tylko poczuć na własnej skórze zmiany, jakie w Europie Zachodniej dopiero się zaczynają, ale nawet je wyprzedzić.

Niekoniecznie jest to powód do dumy, ale to, co dzieje się dzisiaj pod najlepszymi dotąd adresami w Londynie, Paryżu czy Nowym Jorku, my znamy od dawna z Warszawy, Krakowa czy Poznania. Na Zachodzie odczytywane jest to jako zapowiedź głębszych zmian w sposobie robienia zakupów.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Nieruchomości
Develia chce rosnąć na rynku mieszkaniowym. Przejęcia przyspieszą wzrost
Nieruchomości
Urzędy w nowoczesnych biurowcach. Jakie zapisy chronią takich najemców?
Nieruchomości
Dzień prawdy dla zadłużonego dewelopera. Czy wypłacił odsetki od obligacji?
Nieruchomości
Obiekty handlowe rosną w mniejszych miastach. Debiutują u nas nowe marki
Nieruchomości
Hiszpański rynek nieruchomości kusi, ale się zmienia. Polacy poprawią rekord?