Restauracje poprzetykane kebabowniami i sklepami z używana odzieżą. Tak od lat wygląda w Polsce większość lokalizacji określanych jako ekskluzywne ulice handlowe. Okazuje się, że – wprawdzie rzadko, ale jednak – udaje nam się czasami nie tylko poczuć na własnej skórze zmiany, jakie w Europie Zachodniej dopiero się zaczynają, ale nawet je wyprzedzić.
Niekoniecznie jest to powód do dumy, ale to, co dzieje się dzisiaj pod najlepszymi dotąd adresami w Londynie, Paryżu czy Nowym Jorku, my znamy od dawna z Warszawy, Krakowa czy Poznania. Na Zachodzie odczytywane jest to jako zapowiedź głębszych zmian w sposobie robienia zakupów.
Luksus przegrywa
W Wielkiej Brytanii toczy się właśnie dyskusja o zmianach zachodzących na tamtejszych ulicach handlowych. Jak wynika z danych firmy Experian, podanych przez dziennik „Guardian", w ciągu ostatniej dekady o 173 proc. wzrosła na nich liczba salonów tatuażu, a restauracji – zależnie od miasta – skoczyła o 50–75 proc. Generalnie zyskują wszelkiego typu punkty usługowe poza oczywiście wypożyczalniami filmów, które stopniowo znikają.
Wszystko odbywa się kosztem sklepów, które były zawsze głównymi najemcami, zwłaszcza w najbardziej prestiżowych lokalizacjach. O ile większość marek luksusowych na razie z takich miejsc się nie wyniesie, głównie z powodu prestiżu, o tyle już te z nieco niższego poziomu nie chcą płacić wyśrubowanych czynszów. Powód jest oczywisty – klienci coraz chętniej kupują przez internet, a jeśli w sklepie chcą tylko sprawdzić rozmiary, to powinien im wystarczyć lokal z mniej prestiżowym adresem.
Uważana przez wiele lat za najdroższą ulicę nowojorska Piąta Aleja też się zmienia. Oczywiście drogich butików na niej nie brakuje, ale pojawiają się także mniej czy bardziej obskurne spożywczaki, kawiarnie sieciowe czy sklepy z pamiątkami dla najmniej wymagających.