Naszej czytelniczce Stefanii Ciszewskiej wspólnota mieszkaniowa proponuje wymianę przeszklonych daszków nad jej mieszkaniem na własny koszt. Za trzy – bo takie szklane dachy ma nad trzema pokojami – musiałaby zapłacić nawet 50 tys. zł. – Skąd ma je wziąć starsza, schorowana emerytka? – pyta mieszkanka śródmiejskiej kamienicy.
Stefania Ciszewska do komunalnego bloku przy al. Solidarności sprowadziła się w latach 60. ubiegłego wieku. Zajęła lokal na ostatnim, siódmym piętrze. Zamiast dużych okien w ścianach są tu szklane sufity, a nad nimi – również szklane – daszki przypominające stożki.
– W PRL takie mieszkania budowano dla artystów z przeznaczeniem na pracownie. Chodziło o lepsze oświetlenie lokali – wspomina nasza czytelniczka.
Te szklane sufity są dla niej oknem na świat. To w ścianie jest bowiem wielkości piwnicznego okienka.
– Trudno jednak powiedzieć, że ten daszek nad moim szklanym sufitem jest oknem. Nie otwiera się przecież, nie można go też uchylić – podkreśla właścicielka mieszkania.