– Zmniejszył się odsetek klientów, którzy muszą zrezygnować z transakcji z powodu braku zdolności kredytowej. Jest za to dużo więcej nabywców, którzy chcą jak najszybciej wprowadzić się do swojego nowego M. Dlatego nie zależy im na zbytnim przeciąganiu w czasie terminu płatności. Pada zawsze to samo pytanie klienta: „Czy mój bank się wyrobi?”.

Trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że klienci mają dwie czy nawet trzy promesy na finansowanie kredytowe dla ich nieruchomości, a nie są przyparci do muru przez jednego kredytodawcę.

Wraz z odejściem kryzysu odchodzi w przeszłość negocjowanie umów sprzedaży mieszkania – nie pod względem merytorycznym – ale stylistycznym. Dziś nie zgadzamy się na wywrócenie umowy do góry nogami ze względu na pisownię, przy równoczesnym zachowaniu takiej samej treści merytorycznej jak poprzednio.

Co więcej, ceny nieruchomości się ustabilizowały, a nawet daje się odczuć ich pewien wzrost. Duży wpływ na taką sytuację ma dzisiejsza polityka banków, które powróciły do finansowania na 100 proc. wartości nieruchomości – zarówno w polskiej, jak i obcej walucie. Także poziom wielkości oczekiwanych rabatów przez klientów zaczyna się urealniać, rzadko kiedy ktoś przychodzi i chce 10 proc. rabatu.