Zaczęło się, kiedy małżeństwo W. postanowiło odgrodzić się od rodziny S. płotem. Granicę między działkami wyznaczył biegły. Gdy rodzina W. przystąpiła do prac budowlanych, pomiar zakwestionował 61-letni Mieczysław S., głowa rodu.
– Te uczone pomiary są nic niewarte – stwierdził i własnymi krokami odmierzył linię graniczną. Przesunął ją o trzy kroki w głąb działki sąsiada.
Na taki dyktat nie chciał się zgodzić Marian W. Nie po to opłacił geodetę, aby teraz granicę odmierzać krokami. Po obu stronach płotu doszło do mobilizacji. Po jednej Mieczysław S. i jego syn, po drugiej – nestor rodu W. i jego dwóch męskich potomków w sile wieku.
Prokuratura, choć nie bez trudu, ustaliła, że wymianę ciosów rozpoczęli właśnie S., a skutkiem bijatyki był złamany nos, połamana proteza szczęki oraz okulary Mieczysława S. Umorzyła jednak postępowanie o pobicie, uznając, że rodzina W. broniła się tylko przed bezprawnym zamachem na swoją nietykalność. Przed sądem prokurator zarzucił juniorowi i seniorowi S., że po pojedynku grozili zabójstwem i wysadzeniem budynków sąsiadów. Ci potraktowali groźby jako realne.
Lasy biłgorajsko-janowskie podczas ostatniej wojny były ostoją partyzantów. Nikt nie mógł zagwarantować, że S. nie skorzystają z partyzanckiego arsenału. Sąd uznał ich za winnych i skazał na pozbawienie wolności w zawieszeniu.