– Wczoraj miałem klientów, którzy chcieli kupić spółdzielcze własnościowe prawo do mieszkania w bloku spółdzielczym stojącym na gruncie, do którego spółdzielnia nie ma tytułu prawnego. Odmówiłem na piśmie sporządzenia aktu notarialnego – mówi Robert Dor, notariusz z Warszawy. Wyjaśnia, że nie może skutecznie dokonać czynności notarialnej.
To dopiero początek wielkiego zamieszania spowodowanego przez uchwałę Sądu Najwyższego z 24 maja 2013 r. (sygn. III CZP 104/12). Właśnie zostało opublikowane pisemne jej uzasadnienie.
Prawnicy są jednomyślni: Sąd Najwyższy w tym wypadku wszedł w buty ustawodawcy. I choć uchwały nie są źródłem prawa, to ich moc jest duża, zwłaszcza gdy są podejmowane w składzie siedmiu sędziów. Z reguły do uchwał tych stosują się zarówno sądy, jak i prawnicy. To zaś może spowodować w obrocie spółdzielczymi lokalami duży bałagan.
Co z obrotem
Skąd wziął się problem?
– Osoba, która przekształciła lokatorskie prawo we własnościowe albo nabyła je na rynku wtórnym, bez księgi wieczystej, zgodnie z poglądem Sądu Najwyższego ma jedynie roszczenie, a nie prawo do lokalu. W przyszłości zaś, kiedy spółdzielnia uporządkuje stan prawny nieruchomości, wtedy ich ukształtowana ekspektatywa (roszczenie) przekształci się we własnościowe prawo – tłumaczy Grzegorz Abramek, wiceprezes Krajowego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych w Warszawie.