Rynek nieruchomości komercyjnych w Polsce cały czas rośnie, przybywa biur i magazynów, parków handlowych. Nieruchomości cieszą się popytem najemców, a także inwestorów, którzy w zeszłym roku kupili u nas aktywa za ponad 7 mld euro. Jak państwo, jako przedstawiciele instytucji kredytującej takie zakupy, oceniają koniunkturę? Co roku pojawia się pytanie: kiedy pora na przesilenie?
Michał Rokosz: Trzeba zacząć od tego, że banki nie kreują rynku nieruchomości, to rola inwestorów, pośredników i doradców. My za nimi podążamy, dopasowujemy do trendów. Oczywiście, obserwujemy je uważnie, by nie być zaskoczonym jakąś zmianą. Działamy w cyklicznym biznesie i wszyscy zdają sobie sprawę, że pewne przesilenie w końcu nadejdzie.
Polska jest dużym rynkiem, to nie tylko Warszawa, ale i kilka silnych aglomeracji, z dużym zapleczem uniwersyteckim i potencjałem wzrostu. Aglomeracje z kolei wpływają na rozwój mniej oczywistych miast. To widać w przypadku biur, ale jeszcze mocniej w przypadku logistyki.
Podaż nieruchomości jest znacznie większa niż tych kilkanaście lat temu, więc moim zdaniem możemy się spodziewać bardziej korekty niż kryzysu. Nawet dziś widać, jak rynek się różnicuje. Nieruchomości słabszej jakości, w słabszych lokalizacjach, mają problem ze znalezieniem najemców, tracą wartość. Te najlepsze nie mają żadnego problemu.
Pojawiają się też nowe sektory, jakich wtedy nie było, jak prywatne akademiki czy mieszkania na wynajem instytucjonalny, odporniejsze na cykle koniunkturalne. Mieliśmy przyjemność finansować pierwszy w Polsce portfel akademików Student Depot, który w maju został kupiony przez inwestora z Japonii.