Tegoroczny Festiwal Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień, który rozpocznie się 16 września, ma liczbę porządkową 65, ale w rzeczywistości jest nieco starszy. Dwa razy bowiem nie doszedł do skutku. W 1957 roku, bo nie wiadomo było, jak traktować muzykę w czasach stalinowskich zakazaną. I w 1982 roku, gdy organizator festiwalu, Związek Kompozytorów Polskich, nie chciał przystać, by impreza o randze światowej stała się dowodem, że w stanie wojennym życie w naszym kraju toczy się normalnie.
– Festiwal powstał w niezwykłym czasie, pierwszy odbywał się jesienią 1956 roku, gdy wszyscy żyli tym, czy wojska sowieckie wkroczą do Polski – przypomina prezes ZKP, Mieczysław Kominek. – Polityka z muzyką były na festiwalu połączone przez lata, tu Wschód spotykał się z Zachodem, ale nie na tym polega fenomen i długowieczność Warszawskiej Jesieni. Przetrwała, bo niezmiennie wyraża myśli i aspiracje środowiska.
Hasło obecnej edycji – „Połączenia” – nie ma politycznego zabarwienia, ale w aktualnej sytuacji nabiera jednak szczególnego znaczenia. – Połączenia pozwalają na mocniejsze bycie razem przy zachowaniu osobistego tonu muzycznej wypowiedzi – uważa dyrektor Festiwalu, Jerzy Kornowicz. – Jesteśmy z Ukrainą i jej artystami. Prezentujemy muzykę nieobojętną na zmagania z przynoszonymi zarówno przez wielkie procesy, jak i przez codzienność z trudami życia i samotnością.
Siła liczb i strun
Do 24 września odbędzie się 36 wydarzeń muzycznych, oprócz tego mnóstwo imprez towarzyszących, od spotkań i dyskusji po instalacje artystyczne. Wystąpi prawie 20 formacji kameralnych z całego świata i dwie duże orkiestry – przez ostatnie lata z powodu pandemii zrezygnowano z muzyki na wielkie zespoły.
Odbędzie się 26 prawykonań, w większości są to utwory powstałe na zamówienie Warszawskiej Jesieni i innych instytucji polskich lub zagranicznych. W programie znalazły się utwory 67 kompozytorek i kompozytorów,