Krzysztof Kamiński: Futbol jest ważny, ale baseball wciąż ważniejszy

Dziś Japonia gra w 1/8 finału z Chorwacją. O swoich pięciu latach w japońskiej lidze w klubie Jubilo Iwata opowiada Krzysztof Kamiński, dziś bramkarz Wisły Płock.

Publikacja: 05.12.2022 03:00

Krzysztof Kamiński, bramkarz Wisły Płock

Krzysztof Kamiński, bramkarz Wisły Płock

Foto: PAP/Darek Delmanowicz

Jest pan zdziwiony tym, jak dobrze zagrała reprezentacja Japonii?

Piłka japońska jest bardzo niedoceniana, ale też patrząc, kto grał w tej grupie, to awans z pierwszego miejsca jest zaskoczeniem. Nastroje w Japonii były takie, że trzeba będzie walczyć w najlepszym wypadku o drugie miejsce. Japończycy liczyli na zwycięstwo z Kostaryką i urwanie punktu z Hiszpanią lub Niemcami, co mogłoby dać awans przy korzystnym układzie innych wyników.

Co zadecydowało o tym sukcesie?

Czytaj więcej

Japonia znów zakwitła! Niemcy za burtą mundialu

Ktoś może powiedzieć, że byli silni słabością faworytów, ale to nieprawda. Hiszpanie świetnie zagrali z Kostaryką. Pierwsza połowa Niemców w meczu z Japonią była perfekcyjna. Kiedyś zarzucano Japończykom, że mogą mieć dziesięć sytuacji, a wykorzystają jedną, może dwie. Zawsze uwielbiali długo wymieniać piłkę, mieć ją przy nodze, szukać lepiej ustawionego kolegi, rzadko decydowali się na strzały z dystansu. Teraz wychodzili na prowadzenie, oddawali inicjatywę i świetnie się w tych realiach odnajdywali.

To granie drużynowe wynikało z ich mentalności i stawiania zespołu w centrum?

Japońską piłkę charakteryzuje to, że nie mają klasycznej „dziewiątki”. Tacy piłkarze się u nich nie pojawiają. Nie wiem, czy wynika to ze szkolenia, czy z ich fizyczności. Japończycy są mobilni, ale nie silni, nie potrafią się zastawić, przytrzymać piłki. Praktycznie wszędzie na tej pozycji w J-League grają obcokrajowcy. Rzeźbią z takiego materiału, jaki mają, dlatego bardzo pasuje im tiki-taka z najlepszych lat Barcelony. Długo rozgrywają akcje, wymieniają dużo podań, a potem nagle przyspieszają.

Barcelona cieszy się wielkim uwielbieniem w Japonii?

Jest bardzo popularna w całej Azji. Kiedy ich talent Takefusa Kubo był w La Masii, to momentalnie stał się pożądanym produktem marketingowym. Lansowano go na nowego Leo Messiego, na przyszłego lidera kadry, który miałby zastąpić Keisuke Hondę i Shinjiego Kagawę, ale na razie był bardziej twarzą marketingową. Zagrałem przeciwko niemu i widać było, że ma bardzo duże możliwości. Niedługo potem wyjechał ponownie do Europy i gra teraz w lidze hiszpańskiej.

Najlepsi piłkarze patrzą z każdego billboardu?

Piłka nożna nie jest sportem numer jeden, ale Hondę i Kagawę kojarzy prawie każdy. Jeśli jakiś piłkarz gra w Europie, nawet w przeciętnym zespole, to od razu jego popularność wzrasta. Tak było z Hondą, który stał się rozpoznawalny, chociaż długo grał najpierw w Belgii, potem w Rosji. Skupiła się na nim uwaga kibiców i mediów. Kolejny był Shinji Kagawa. Popularność futbolu nie wszędzie jest taka sama. Są miasta i regiony, gdzie piłka nożna się bardzo dobrze przyjęła, ale w dalszym ciągu widać, że to baseball jest sportem drużynowym numer jeden.

W Brazylii kopie się na ulicach, w Polsce kiedyś też tak było. Jak jest w Japonii?

Jeśli się ktoś dobrze rozejrzy, to zobaczy dzieciaki grające na podwórkach, ale to nie jest tak powszechne, jak w Ameryce Południowej. Sukcesy kadry są świetnym narzędziem marketingowym i na pewno przełożą się na liczby. Znajdą się dzieci, które będą chciały być jak Daichi Kamada, Ritsu Doan czy Junya Ito.

O poziom ligi japońskiej nie trzeba się chyba martwić, trafiają tam gwiazdy...

Organizacja klubów jest na najwyższym poziomie. Wszystko, co potrzebne piłkarzom, jest na wyciągnięcie ręki i mogą się skupić tylko na futbolu. Finansowo też to świetnie wygląda. W poprzednich latach grali tam Andres Iniesta, David Villa czy Lukas Podolski. Widać jednak skutki pandemii i zamknięcia stadionów, bo kadry są trochę słabsze. Ale generalnie liga idzie do przodu.

Jakie są przejawy popularności?

Japończycy bywają natarczywi, potrafią otoczyć piłkarzy i prosić o podpis. Na ogół zawodnicy bardzo życzliwie podchodzili do tych obowiązków. Starałem się zawsze znaleźć chwilę, żeby się odwdzięczyć za zainteresowanie.

Japońscy trenerzy różnią się od europejskich?

Ludzie respektują pozycję społeczną i jeśli ktoś jest nawet szczebelek wyżej w hierarchii, to powstaje duży dystans. Relacje z trenerami są raczej chłodne. Zawodnicy budują atmosferę w szatni, ale trenerzy trzymają się jakby trochę z boku.

Nie zdarzy się coś takiego jak Pep Guardiola sunący w majtkach po mokrej podłodze?

Bardzo wątpię, ale jeśli by się zdarzyło, to wszyscy na chwilę by zamarli, bo mogliby nie wiedzieć, jak się zachować. Ale w reprezentacji może być inaczej, bo jest wielu zawodników z Europy, którzy przyzwyczajeni są do innych obyczajów. Trzeba inaczej zarządzać grupą, z jednym porozmawiać spokojnie, na drugiego krzyknąć. Na początku z rezerwą podchodzono do trenera Hajime Moriyasu. Japończycy doceniali jego zasługi, ale zarzucali mu, że taktycznie prowadzi zespół bardzo słabo. Na mundialu zaskoczył pod tym względem. Po przerwach w meczach z Niemcami i Hiszpanią Japończycy grali świetnie.

Kibice chyba bardzo to przeżywali, bo po golu w meczu z Hiszpanią widać było płaczących Japończyków...

Oni bardzo cenią Hiszpanów i Brazylijczyków – uważają ich za najlepszych na świecie, wręcz stworzonych do futbolu. Nawet jeśli te drużyny przeżywają kryzys, albo grają w osłabionym składzie, to każda dobra akcja, gol, świetne zagranie wzbudzają wielkie emocje.

W lidze japońskiej zdarzają się emocje na trybunach?

Przed meczem derbowym z Shimizu S-Pulse koledzy ostrzegali: uważaj, będzie nerwowo, bo gramy derby. Pytałem, czy należy się spodziewać agresji, rzucania czymś? Usłyszałem, że kibice będą gwizdać. Największym ekscesem było, gdy jeden kibic rzucił puszką w innego kibica. Uśmiechałem się, słysząc to, i starałem się tłumaczyć, że w Europie wygląda to inaczej. Z kolei oni się za głowę łapali na moje słowa. Dużym skandalem było, gdy kibic, bodajże Cerezo Osaka, rzucił czymś w autokar. To nie był nawet kamień, ale coś drobnego, co miał pod ręką, a wywołało to dyskusję o bezpieczeństwie.

Jak widać standardy japońskie są trochę inne...

Pamiętam, jak graliśmy mecz w jednej z pierwszych rund w Pucharze Cesarza. Często gra się tam z akademickimi drużynami, które prezentują niższy poziom. Graliśmy rezerwami, a i tak prowadziliśmy 4:0 czy 5:0. Pod koniec meczu na stadionie dało się jednak wyczuć niezadowolenie naszych kibiców. Podstawowi piłkarze siedzieli nad zwykłymi fanami. Widziałem stamtąd, jak jeden mężczyzna wstał i głośno krzyczał, że nie da się patrzeć na taką grę. Nasz manager odwrócił się, znalazł go wzrokiem, wskazał obsłudze i za kilka minut stewardzi wyprowadzili go do budynków klubowych. Tam po meczu przyszedł manager ze sztabem i zapytali, co im zarzuca? On powiedział swoje, a oni byli bardzo niezadowoleni z jego zachowania. Europa i Japonia to są jednak dwa światy.

Jest pan zdziwiony tym, jak dobrze zagrała reprezentacja Japonii?

Piłka japońska jest bardzo niedoceniana, ale też patrząc, kto grał w tej grupie, to awans z pierwszego miejsca jest zaskoczeniem. Nastroje w Japonii były takie, że trzeba będzie walczyć w najlepszym wypadku o drugie miejsce. Japończycy liczyli na zwycięstwo z Kostaryką i urwanie punktu z Hiszpanią lub Niemcami, co mogłoby dać awans przy korzystnym układzie innych wyników.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Mundial 2022
Influencer świętował na murawie po zwycięstwie Argentyny. FIFA prowadzi dochodzenie
Mundial 2022
Messi wskrzesza przeszłość. Przed Argentyną otwiera się szansa na lepsze jutro
Mundial 2022
Hubert Kostka: Idźmy argentyńską drogą
Mundial 2022
Szymon Marciniak: Z dżungli na salony
Mundial 2022
Stefan Szczepłek o finale mundialu: Tylko w piłce takie rzeczy