„Istnieje ryzyko dalszego gospodarczego spowolnienia, ale jesteśmy zgodni, że rozwinięte gospodarki będą teraz rosły, choć poniżej swoich możliwości, a rynki rozwijające się będą kontynuowały szybki rozwój na poziomie wyższym niż w 2010 roku" podają analitycy sieci domów mediowych ZenithOptimedia Group w raporcie z prognozami dla globalnego rynku reklamy.

Prognozy wydatków po raz kolejny zostały lekko obniżone, ale według ekspertów nie oznacza to, że branża zmierza ku katastrofie. W tym roku wydatki na reklamę na świecie zwiększą się o 3,6 proc. (wcześniejsze mówiły o 4,1 proc.) i sięgną 466,3 mln dol. W przyszłym roku sięgną 491,1 mld dol. (prognoza wzrostu spadła z 4,9 proc. do 4,3 proc., i to pomimo Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie, igrzysk olimpijskich w Londynie oraz wyborów prezydenckich w USA). Także przewidywane cele dla 2013 r. zostały skorygowane – wzrost wyniesie 5,5 proc., a nie 5,6 proc. Najszybciej rosnąć będzie oczywiście Internet – między tym i 2013 r. jego reklamowe wpływy wzrosną aż o 33 proc., do 96,4 mld dol. Trend będą nakręcały m.in. portale społecznościowe. Według eMarketera za dwa lata zgarną ze światowego rynku reklamy już prawie 10 mld dol.

Zdaniem analityków ZOG wzrost wydatków na reklamę w Europie i USA będzie w najbliższych dwóch latach raczej słaby (w tym roku w Europie Zachodniej i USA nieznacznie przekroczy 2 proc.), ale nie ma obaw, że którykolwiek z tych rynków wpadnie w recesję, która oznaczałaby dwucyfrowe spadki, a kryzys w strefie euro znacząco się nie pogłębi. – Po tym, gdy opublikowaliśmy prognozy w czerwcu, rynki finansowe na całym świecie gwałtownie się załamały i od tego czasu pozostają niestabilne. To powoduje naturalną obawę o to, że rynek reklamy czeka kolejne spowolnienie. Jednak same spadki na giełdach nie są przyczynkiem do takiej sytuacji. Znamy wiele przypadków, kiedy po załamaniach na giełdach dochodziło do zwyżek rynku reklamy – zauważają. Jak tłumaczą eksperci, żeby doszło do takiej sytuacji, musi istnieć związek między kryzysem giełdowym i rynkiem reklamy. Tak było np. w czasie kryzysu azjatyckiego w 1997 roku i „bańki internetowej" w 2001 roku. Ale już np. nie w przypadku czarnego poniedziałku na giełdach w 1987 roku w Kanadzie, Wielkiej Brytanii i USA. Podobnie załamanie na giełdzie w USA po zamachach terrorystycznych w 2001 roku nie spowodowało fali załamań w reklamie.

Dziś globalnie na reklamę wędruje 0,73 proc. światowego PKB (w 2000 roku było to jeszcze 1,05 proc.). Ten wskaźnik na stałe mocno spadł po tym, gdy pękła bańka internetowa, i nie rośnie, bo najszybciej zyskującymi  reklamowymi rynkami są teraz kraje rozwijające się, gdzie stosunek wydatków na reklamę do PKB jest niski. W Chinach, trzecim reklamowym rynku na świecie, wynosi np. 0,44 proc.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki m.lemanska@rp.pl