Wydawcy szkolnych książek są zgodni co do tego, że cyfryzacja zmieni rynek. I wcale nie są pewni, czy tak gwałtowne zmiany, jakie planuje resort edukacji, są konieczne.
– Branża musi mieć czas, by przystosować się do zmian trendów na rynku, ale nie można tego robić tak nagle, ewolucja jest tu lepszym rozwiązaniem niż rewolucja – uważa Grażyna Szarszewska-Kuhl, prezes Polskiej Izby Książki.
Cały rynek książki liczony detalicznie PIK szacuje na ok. 3,5 mld zł, z czego podręczniki przynoszą ok. 1 mld zł. Jak dodaje Szarszewska-Kuhl, w Polsce wydawcy podręczników działają na zasadach rynkowych. – Tak jak wydawcy innych tytułów, ścigają się i na polu edytorskim, i cenowym – mówi. I podkreśla, że w innych krajach na rynku działa znacznie mniej podmiotów, np. trzy lub cztery.
Dlatego ich zdaniem nowy pomysł rządu może pogorszyć i tak już trudną sytuację wydawców. – W latach 90. w czasie wyżu demograficznego w jednym roczniku było ok. 650 tys. uczniów, w szczytowym roku niżu (za kilka lat) będzie ich już tylko ok. 350 tys. – mówi Piotr Marciszuk, prezes wydawnictwa Stentor i były prezes PIK. – Poza tym np. w szkołach średnich odsetek odkupowanych używanych podręczników dochodzi do 60 proc.
Program cyfrowej szkoły szykowany przez MEN budzi wątpliwości wydawców i z innych powodów. – Myślę że lepsze są programy, które polegają na zaopatrywaniu najbiedniejszych uczniów w podręczniki, niż tworzenie zupełnie nowego segmentu. Jeśli to ma być bezpłatne, to wszystko powinno być bezpłatne – uważa Łukasz Gołębiewski, prezes Biblioteki Analiz, firmy monitorujacej rynek książki w Polsce.