No prawie każdy. Potrzebne będzie konto na Facebooku, ale to i tak obecnie poszerza krąg potencjalnie aktywnych w takiej formie pomocy do 1,3 mld osób. Najpopularniejszy na świecie serwis społecznościowy dokłada właśnie nową funkcjonalność – przycisk, dzięki któremu będzie można przekazać pieniądze na fundusz przeciwko eboli. Kliknąć w „pomagam temu" (jak dotychczasowe „lubię to") będzie można przez tydzień. Użytkownicy będą mogli wybrać z trzech agencji non-profit: Czerwony Krzyż, Save the Children i Międzynarodowy Korpus Medyczny (International Medical Corps).

Każdy będzie mógł pomóc

Pomysł narodził się po tym, jak post Marka Zuckerberga, szefa Facebooka, informujący o przekazaniu 25 mln dolarów własnych środków na walkę z wirusem został zalajkowany ponad 300 tys. razy. Organizatorzy akcji liczą na szeroki odzew ze strony użytkowników. Dodatkowo serwis społecznościowy sfinansuje 100 bezprzewodowych hotspotów w Gwinei, Liberii i Sierra Leone. Dzięki nowym stacjom będzie można w bardziej efektywny sposób zbierać dane o rozprzestrzenianiu się choroby. Do walki z ebolą zostaną wykorzystane także facebookowe reklamy. Spełnią tym razem formę edukacyjną, użytkownicy w Sierra Leone będą mogli zobaczyć dzięki nim materiały informacyjne od UNICEFu, by dowiedzieć się więcej o metodach zapobiegania rozprzestrzenianiu się choroby.

Afryka nie jest tak dużym rynkiem dla social media, jak Ameryka Północna, Europa czy Azja, ale i tak na kontynencie z Facebooka korzysta ponad 100 mln osób, co stanowi około połowę użytkowników internetu w tym rejonie. Do walki z ebolą przyda się każde dodatkowe medium i kanał informacyjny. Do tej pory Czerwony Krzyż zebrał dopiero 3,7 mln dolarów, podczas gdy zbiórka na poszkodowanych po przejściu tajfunów przyniosła 87 mln. Opinii publicznej łatwiej jest się wczuwać w cierpienie dziesiątek, a często nawet setek tysięcy poszkodowanych w wyniku przejścia jakiegoś kataklizmu. Chorzy umierający na ebolę nie stanowią tak spektakularnego punktu odniesienia, jak zdjęcia z terenów po przejściu tajfunu. Prawda jest jednak taka, że gdy liczba ofiar i szybkość ich powstawania w wyniku wirusa zrównałaby się ze skutkami średniej nawałnicy, mogłoby być już za późno na ratunek.

Działania na szeroką skalę

Wciąż jednak potrzeba działań na skalę większą niż może to zapewnić ponad miliardowa społeczność Facebookowiczów. Rządy rozwiniętych gospodarek wpłacają dziesiątki milionów dolarów, ale boją się wysyłać swoich ludzi do terenów zagrożonych wirusem, by nie narażać się w konsekwencji na wybuch zarazy u siebie. Prezes Banku Światowego daje do zrozumienia, że na zagrożonych terenach potrzeba co najmniej dodatkowych 5000 pracowników służby zdrowia, by móc poradzić sobie efektywnie z epidemią. Miliony dolarów są potrzebne, ale wraz z nimi potrzebne są lepsze środki bezpieczeństwa, dla ludzi, którzy muszą nieść pomoc na miejscu.