Konstanty Jeleński, król polskiej emigracji

Konstanty Jeleński przyjaźnił się z Baczyńskim, Miłoszem i Giedroyciem. I wylansował w świecie Gombrowicza.

Publikacja: 25.05.2020 18:35

Foto: materiały prasowe

„Kot był pięknym mężczyzną" – rozpoczyna opowieść o nim autorka biografii, Anna Arno wyjaśniając, że tak właśnie wielu znajomych go postrzegało. I nie chodzi tu o urodę fizyczną, ale osobowość.

Miłośnik i znawca światów równoległych, które nie przenikały się. „Byłem może (w przypadkowym porządku): liberałem, synem, humanistą, czytelnikiem, sumiennym urzędnikiem, Polakiem, przyjacielem, kochankiem, pederastą itd." – pisał do Józefa Czapskiego. „By opisać Kota, trzeba by odwołać się do oksymoronów – wspomina Renata Gorczyńska – bo był on uważny i roztrzepany, troskliwy i arogancki, bezbożny i nabożny. Był liberałem i reakcjonistą, kombatantem i pacyfistą, szydercą i kolanopokłonnym. I to nie raz jednym, a raz drugim, lecz tym wszystkim jednocześnie".

Urodzony w Warszawie w 1922 r. wyjechał z Polski mając lat 17 i nigdy nie wrócił. Kiedy w 1981 r. otrzymał nagrodę PEN Clubu za przekład literatury polskiej na francuski, w jego imieniu odebrały ją krewne. „W liście do profesora Jana Białostockiego (...) pytał, jak to możliwe, że członkowie PEN Clubu przyznali mu nagrodę za tłumaczenia, a tymczasem w telewizji pokazywany jest film szkalujący „Kulturę" i prezentujący go jako amerykańskiego agenta".

Uchodźca z rozmysłem

„Był nazbyt kosmopolityczny" – opowiadał Giedroyc w „Autobiografii na cztery ręce". – Nie był emigrantem, a myśmy byli emigrantami". Oficjalnie utrzymywał, że status uchodźcy zachował z rozmysłem, ale jak ustaliła autorka biografii, nie był to romantyczny wybór. Starał się bezskutecznie o paszport brytyjski, włoski, a w końcu o francuski.

Pisał w czterech językach, a nigdy nie napisał własnej książki. Większość jego szkiców powstała z potrzeby chwili, na czyjąś prośbę lub zamówienie. Nie miał cierpliwości, systematyczności, za to miał pasję życia, ale i bycia mecenasem tych, których cenił.

„Jeleński bardzo kochał mojego ojca" – opowiadała Maria Iwaszkiewicz. I nie osadzał go jako flirtującego z PRL-owską władzą prezesa Związku Literatów Polskich. „Jarosław był ostatnim ogniwem łączącym mnie z dzieciństwem, z Mamą, którą rozumiał lepiej, niż ktokolwiek inny z bliskich" – pisał po śmierci poety. Iwaszkiewicz znał go jako 12-letniego chłopca.

Ważną postacią w życiu Kota był Gombrowicz, „Ferdydurke" uważał za kluczową lekturę swojej młodości. Gombrowicz przyznawał: „Wszystkie wydania moich dzieł w obcych językach powinny być opatrzone pieczątką «dzięki Jeleńskiemu»". Choć Miłosza też promował, to inna była ich relacja. „Jeleński potrzebował Miłosza poety, a Miłosz Jeleńskiego przyjaciela. Chociaż Miłosz nie interesował się „zjawiskiem Jeleński"" – ocenia Arno, obficie ten sąd dalej uzasadniając.

II wojnę światową Kot wykorzystał na naukę i pomnażanie doświadczeń. W 1950 r. Józef Czapski zwerbował go do „Kultury" i negocjował z Amerykanami, aby zatrudnili Jeleńskiego w Kongresie Wolności Kultury jako reprezentanta Maisons-Laffitte. Jednak Kot nie był zwierzęciem politycznym i aspiracji do żadnej władzy nie wykazywał.

„Jeleński był dumny z intelektualnych tradycji rodziny po kądzieli – jeden z braci babki był młodopolskim poetą, drugi – Stefan Czarnowski – wybitnym socjologiem. Siostra babki, Zofia Rzewuska, przyjaźniła się z muzykami – Arturem Rubinsteinem, Bronisławem Hubermanem, Pawłem Kochańskim. Jeleńskiego wzruszało długie trwanie w rodzinnej pamięci" – pisze Anna Arno. Zmieniał szkoły, w warszawskim gimnazjum Batorego zaprzyjaźnił się z Baczyńskim. Przez pierwsze lata życia wychowywany był przez babkę (nazywała go „poziomeczki z malinami"), bo ekscentryczni rodzice oddawali się intensywnemu życia na placówkach dyplomatycznych Europy.

Romanse i miłości

Autorka tka biografię Jeleńskiego jak kunsztowny arras – z nitek cytatów, relacji, wspomnień. Porządkuje według chronologii i najważniejszych w życiu Kota ludzi – matki, Leonor Fini, zaprzyjaźnionych pisarzy. Barokowa struktura życia bohatera powoduje, że wątki pęcznieją wypychając go nieraz na margines. O zawrót głowy przyprawiają kilkudziesięciostronicowe przypisy odnotowujące odnalezione w archiwach materiały i liczne rozmowy specjalnie przeprowadzone na potrzeby książki.

Miał 14 lat, gdy dowiedział się, że jego biologicznym ojcem jest włoski arystokrata Sforza, ale dopiero w 1979 r. wiedzę tę upublicznił. Miał 18 lat, gdy przejął finansową opiekę nad rodzicami martwiąc się alkoholowym nałogiem ojca i rozrzutnością matki. Kochał ją jednak tak bardzo, że wybaczał, gdy miesiącami nie odpisywała na jego listy i godził się – choć z trudem, że nie akceptowała jego wielkiej miłości – Leonor Fini.

Podobnie było w przypadku męskiej miłości, która po raz pierwszy pojawiła się w życiu 26-letniego Kota w osobie Bernarda Minoreta w 1948 r.. Uczucie rozwiało się po roku, ale był to pierwszy przedstawiony matce partner, a potem jak się okazać miało „jedyny człowiek, który doprowadził go do łez". Kot „homoseksualizm rozumiał jako zatrzymanie się w niedojrzałości"– uważa Anna Arno dodając: „Nie zachowała się żadna artystyczna, literacka wypowiedź Jeleńskiego, w której odsłoniłby swój erotyczny świat, zmysłowe przeżywanie rzeczywistości".

O Leonor Fini pani Jeleńska pisała: „Nie lubię kobiet, które są samicami, nie lubię kobiet władczych i pozerek". „Być może jedynym przejawem wspólnoty między nimi było zamiłowanie do kotów" – komentuje autorka książki. Mieszkająca w Paryżu argentyńska artystka pojawiła się w życiu Kota na początku 1952 r. i pozostała w nim do końca jego dni. On miał lat 30, ona – 45 i współpracowała już ze Strehlerem, Balanchinem i Fellinim, projektowała kostiumy dla Marii Callas.

Kot ulegał jej porywczości, skłonności do autodestrukcji i teatralizacji życia. Nie informował jej tylko o swoich erotycznych podbojach i stałych kochankach. Jednak „od dynamiki monogamicznego związku Fini wolała konstelację" – zauważa Anna Arno uzupełniając, że blisko przez cztery dekady, aż do śmierci w 1980 roku trzecim członkiem tego stadła był markiz Stanislao Lepri.

Kot zmarł mając 65 lat w 1987 roku w Paryżu na guza mózgu będącego konsekwencją AIDS.

„Kot był pięknym mężczyzną" – rozpoczyna opowieść o nim autorka biografii, Anna Arno wyjaśniając, że tak właśnie wielu znajomych go postrzegało. I nie chodzi tu o urodę fizyczną, ale osobowość.

Miłośnik i znawca światów równoległych, które nie przenikały się. „Byłem może (w przypadkowym porządku): liberałem, synem, humanistą, czytelnikiem, sumiennym urzędnikiem, Polakiem, przyjacielem, kochankiem, pederastą itd." – pisał do Józefa Czapskiego. „By opisać Kota, trzeba by odwołać się do oksymoronów – wspomina Renata Gorczyńska – bo był on uważny i roztrzepany, troskliwy i arogancki, bezbożny i nabożny. Był liberałem i reakcjonistą, kombatantem i pacyfistą, szydercą i kolanopokłonnym. I to nie raz jednym, a raz drugim, lecz tym wszystkim jednocześnie".

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Materiał Promocyjny
Sieci, czyli wąskie gardło transformacji energetycznej
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Literatura
„Sprawa Wagera” Davida Granna. Kanibale byli i są wśród nas
Literatura
Masłowska i ludzie bezradni. "Magiczna rana", ciąg dalszy polskiego chaosu i miraży
Literatura
Dorota Masłowska ma dokonać przełomu
Literatura
Europejska Noc Literatury z hasłem: „Wojny bogów” rusza 24 sierpnia we Wrocławiu