Osiadły w Paryżu rzeźbiarz amerykański Jo Davidson‚ zauważając kontrast między płynną francuszczyzną Conrada a jego rażącą obcym akcentem angielszczyzną‚ dopytywał, dlaczego nie pisze w języku‚ którym posługuje się z wyraźnie większą swobodą. Dziwili się, a nawet grymasili także Anglicy. Znany londyński krytyk Robert Lynd określił Conrada w roku 1908 – a więc już po wydaniu „Nostromo” i „Tajnego agenta” – „pisarzem bez kraju i języka”, i twierdził‚ że jego utwory byłyby cenniejsze‚ gdyby powstawały po polsku‚ we „właściwym” języku autora. Oczywiście to ostatnie stanowisko było dla Conrada najbardziej bolesne. Ale wszelkie pytania na temat wyboru języka wprawiały go wyraźnie w kłopot i irytację.
Możemy jednak postawić zagadnienie inaczej‚ przenosząc się z płaszczyzny wyboru języka na bardziej konkretną płaszczyznę literatury i czytelnictwa. I zapytać: dla kogo Conrad pisał? Do kogo się zwracał? Rzecz dziwna: chociaż wiadomo‚ że nawiązanie porozumienia z czytelnikami było dla Conrada czymś bardzo ważnym‚ chociaż nieraz się do swoich czytelników wprost zwracał (jak np. w „Liście do moich czytelników w Ameryce” ogłoszonym w roku 1899 jako słowo wstępne do „Murzyna z załogi »Narcyza«”) – problematyka odbiorców była w dotychczasowych badaniach conradystycznych ledwo zauważana. Owszem‚ Norman Sherry obszernie omówił reakcje prasy na kolejno publikowane książki i zebrał najważniejsze z recenzji w swoim zbiorze „Conrad: The Critical Heritage”. Opracowano też wiele antologii literatury krytycznej‚ zarówno ogólnych, jak i poświęconych poszczególnym utworom. Ale oddziaływaniem Conrada na „zwykłych” odbiorców‚ którzy nie byli ani krytykami‚ ani naukowcami‚ zajęli się dotychczas jedynie badacze polscy. Zapewne wynika to ze znanego faktu‚ że twórczość Conrada znalazła szczególnie silne echo‚ nie tylko literackie‚ właśnie w jego kraju rodzinnym. Jednakże potoczne doświadczenie wskazuje‚ że Conrad nigdzie nie był pisarzem czytanym wyłącznie przez mole książkowe. Warto by więc było przyjrzeć się tzw. profilowi jego czytelników w rozmaitych krajach‚ od Anglii poczynając. Wymagałoby to jednak specjalistycznych badań ankietowych.
Chciałbym się zastanowić nad dwoma pokrewnymi merytorycznie‚ ale zupełnie odmiennymi metodologicznie zagadnieniami. Po pierwsze: jak sobie Conrad wyobrażał swoich rzeczywistych czytelników? Po drugie: kim są „implikowani” (w terminologii Wolfganga Isera) albo „zamierzeni” (w terminologii Erwina Wolffa), albo też bardziej górnolotnie „wytrawni” [»informed«] lub „idealni” (w terminologii Stanleya Fisha) czytelnicy poszczególnych utworów Conrada?
Zacznę od banału. Każdy utwór literacki jest komunikatem. Komunikat jest skierowany do kogoś (zwykle do więcej niż jednej osoby) i ułożony w jakimś języku naturalnym. Kiedy mały Konradek układał podobno w wieku lat 11 we Lwowie jakieś dziecinne dramaty – wiedział‚ do jakiej widowni były skierowane. Ale kiedy‚ mając lat 32‚ zaczął po angielsku pisać swoją pierwszą powieść – jak sobie wyobrażał jej czytelników? Co mógł wiedzieć o Anglikach‚ do których swój artystyczny komunikat kierował?
Otóż wygląda na to‚ że wiedział niewiele. Wśród marynarzy czytelnictwo powieści‚ nawet „lekkich”‚ było raczej rzadkie; Singleton w „Murzynie z załogi «Narcyza«”‚ mozolnie czytający Bulwera Lyttona‚ wygląda na pozytywny wyjątek. Zresztą załogi brytyjskich statków handlowych składały się zazwyczaj przeważnie z cudzoziemców. Oficerowie (też nie zawsze Brytyjczycy) czytali zapewne więcej‚ ale z pewnością nie tworzyli pod tym względem spójnego środowiska. Jest bardzo wątpliwe‚ by Conrad‚ spotykając swoich kolegów po fachu w dalekowschodnich albo australijskich portach‚ mógł z nimi rozmawiać o literaturze. Na lądzie angielskim nie znał‚ przed spotkaniem z Edwardem Garnettem‚ nikogo ze sfer intelektualno-artystycznych. G.W.F. Hope‚ najstarszy angielski bliski znajomy Conrada‚ wspomina o książkach jak o zjawiskach z innego świata. Conradowski Marlow jest wykształcony o wiele ponad przeciętną‚ a John Galsworthy‚ który znał się na tym dobrze‚ od razu stwierdził‚ że (mimo jednoznacznej autorskiej identyfikacji) Marlow nie sprawia wrażenia Anglika.