Reklama

Nawiedzenie stajenki

Rozwijający się kult Zbigniewa Herberta należy zapewne do kultów jednostki najbardziej pożytecznych w historii najnowszej. Dotyczy wszak poety, który uczy, „jak nie handlować wolnością”.

Publikacja: 21.10.2009 11:02

Tak powiada jeden z bohaterów filmu Małgorzaty Szyszki o śladach Herberta we Lwowie. Film gromadzi wspomnienia z okresu jego życia, o którym długo nie chciał opowiadać. Może zbyt bolesne było to wspomnienie. Widzimy, jak piękne polskie miasto zostało utracone. To jakby stracić młodszego brata Krakowa. Zresztą przepadło nie tylko miasto, ale także ludzie, kresowy wymiar polskości.

Narratorem jest Oleksandr Owerczuk, scenograf w Polskim Teatrze Ludowym, Ukrainiec mówiący przepiękną, zmiękczoną polszczyzną, jak gdyby nietkniętą przez suchą rzeczowość Zachodu. Jeśli Pan Cogito mógłby przybrać jakieś ciało, byłby to właśnie Owerczuk z jego kształtną, ogoloną głową, dużymi oczami ujętymi w ramę oprawki okularów.

Jest on medium największej kreacji bohatera filmu, Pana Myślącego. Czyta wiersze po polsku, lecz jeden w przekładzie na ukraiński nosi tytuł „Głos wewnętrzny”, zapewne nie przypadkiem. Polskość, która weszła w Owerczuka przez pracę w polskim teatrze, niczego nie ujęła mu z Ukraińca – jak powiada – przeciwnie, wzbogaciła, pozwalając więcej zeń zrozumieć. W Polsce czuje się jak w domu, podobnie u siebie czują się Polacy, którzy trafią do Lwowa.

Film ukazuje także miejsca, w których pędził życie Herbert, poczynając od podwórka domu przy ulicy Łyczakowskiej. Skromne ci ono jak stajenka betlejemska, zanim weszła przebojem do historii. Tu rozegra się dramat wywoływania ducha. W dziesiątą rocznicę śmierci poety zgromadzą się pod trzepakiem, na ławeczkach i przyniesionych krzesłach wyznawcy jego kultu, by usłyszeć święty głos z zaświatów za pomocą archaicznej kasety magnetofonowej.

Duże wrażenie robi tablica pamiątkowa w kościele, z wierszem Herberta kończącym się słowami o stawaniu „co nocy boso u bram mego miasta”. W kościele tym poeta został ochrzczony w Boże Narodzenie

Reklama
Reklama

AD 1924. Obraz pielgrzyma u bram wyraża bezbronność i zobowiązanie. Podobnie mówi Owerczuk: „na to miasto należy zasłużyć”, i dodaje, że on sam czuje, iż jeszcze nie nabył doń prawa. A kiedy człowiek szuka w życiu olśnienia, to sięga albo do Schulza, albo do Herberta. Nawiedzanie stajenki o takiej mocy inspiracji nikogo więc nie powinno dziwić. Ta poezja nabiera dodatkowego wymiaru w miejscu, gdzie zaczęła się tworzyć wraz ze swym twórcą.

„Śladami Zbigniewa Herberta po Lwowie” to mały film, który daje wiele do myślenia, ale trzeba być wcieleniem Pana Cogito. A przynajmniej próbować.

[i]„Śladami Zbigniewa Herberta po Lwowie”, reż. Małgorzata Szyszka (2008). Film dokumentalny dofinansowany przez Biuro Kultury Miasta Stołecznego Warszawy[/i]

Tak powiada jeden z bohaterów filmu Małgorzaty Szyszki o śladach Herberta we Lwowie. Film gromadzi wspomnienia z okresu jego życia, o którym długo nie chciał opowiadać. Może zbyt bolesne było to wspomnienie. Widzimy, jak piękne polskie miasto zostało utracone. To jakby stracić młodszego brata Krakowa. Zresztą przepadło nie tylko miasto, ale także ludzie, kresowy wymiar polskości.

Narratorem jest Oleksandr Owerczuk, scenograf w Polskim Teatrze Ludowym, Ukrainiec mówiący przepiękną, zmiękczoną polszczyzną, jak gdyby nietkniętą przez suchą rzeczowość Zachodu. Jeśli Pan Cogito mógłby przybrać jakieś ciało, byłby to właśnie Owerczuk z jego kształtną, ogoloną głową, dużymi oczami ujętymi w ramę oprawki okularów.

Reklama
Literatura
Jedyna taka trylogia o Polsce XX w.
Literatura
Kalka z języka niemieckiego w komiksie o Kaczorze Donaldzie zirytowała polskich fanów
Literatura
Neapol widziany od kulis: nie tylko Ferrante, Saviano i Maradona
Literatura
Wybitna poetka Urszula Kozioł nie żyje. Napisała: „przemija życie jak noc: w okamgnieniu.”
Literatura
Dług za buty do koszykówki. O latach 90. i transformacji bez nostalgii
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama