Jesienią mogliśmy się spodziewać nowej powieści zainspirowanej warsztatami, jakie organizował nad Wigrami dramatopisarz Tadeusz Słobodzianek. Jednym z motywów miały być wykłady o Polsce i literaturze. Po wybuchu pandemii prorocza stała się powieść „Żywego ducha" (2018). Katastrofę przetrwał jeden człowiek.
Jego książki i życie wyrosły z „małej ojczyzny", czyli rodzinnej Wisły wyniesionej do rangi mitu, tak jak jej i pisarza luterskość. Wyjątkowość Pilcha brała się też z lektury Biblii, leżącej na biurku, podczytywanej często, emanującej na całe dzieło. Zainspirowała oryginalny styl, jakim Pilch nie tylko pisał, ale i mówił: stylizowany, sarkastyczny, pełen krzepy w „sensie ścisłym", by użyć jego markowego zwrotu. Paradoksalny, bo opisując rewers, zastanawiał się nad awersem, z tego tworzyła się synteza. „Studzienna", jak by powiedział: głęboka.
Nauki konfirmacyjne, obecność pastorów w rodzinie – to były ważne dla niego fakty biograficzne. W „Dzienniku" pisał: „Nasz dom w centrum Wisły to nie było siedlisko posępnych lutrów (...). Wszyscy domownicy mieli dar karykaturalnego wymiaru życia, skłonność do szyderstw i wykpiwania bliźnich". Wypisz wymaluj, proza Pilcha. Gigantyczny wpływ miała też ba niego babka Maria Czyż, która powracała w prozie pisarza.
Teraz bardziej niż kiedykolwiek zdajemy sobie sprawę, że tak zmitologizował siebie i swoją rodzinę, że zyskała wymiar niemal biblijny, bo tak jak bohaterowie Biblii reprezentowała cnoty i grzechy ludzkości, przede wszystkim zaś jej bogactwo. W tym sensie był też pisarzem metafizycznym, autorem „Nart Ojca Świętego", sztuki o Janie Pawle II zamówionej przez Teatr Narodowy.
– Synu, to, że ja luteranin piszę o polskim katolicyzmie, to jest mój osobisty gest ekumeniczny – mówił mi. - Słynne jest zdanie Kisiela, że na specjalnej opiece Matki Boskiej Polska niespecjalnie wychodziła. Ale na obecności polskiego papieża fantastycznie, wszyscy zaznawaliśmy cudów. Wybór – cud. Pierwsza pielgrzymka – cud. Wezwanie Ducha – cud. Upadek systemu – cud. Po uczcie jest trudniej.