Pojęciokształty

Nakładem Korporacji Ha!art ukazał się wywiad rzeka ze zmarłym w 2009 r. wrocławskim poetą Stanisławem Dróżdżem – tworzącym tzw. poezję konkretną, na pograniczu słowa i sztuk wizualnych. Prezentujemy fragmenty książki – zapis rozmowy, jaką Małgorzata Dawidek-Gryglicka przeprowadziła w 2006 r.

Publikacja: 30.09.2012 19:00

Pojęciokształty

Foto: Forum, Bogdan Krezel Bogdan Krezel

Red

Czy już (...) na studiach zaczął pan tworzyć poezję konkretną?



– Tak, zacząłem pisać na studiach poezję konkretną, z tym że ona była sterowana głównie przez poezję Białoszewskiego, przez poezję Karpowicza, w ogóle poezję lingwistyczną. W niej były już zalążki tego, co później miało stać się poezją konkretną. Sam zapis, forma zapisu były już dobiegające do tego, co w 1967 r. pokazałem po raz pierwszy jako poezję konkretną, mimo że jeszcze nie wiedziałem, że to tak się nazywa. Dopiero potem dowiedziałem się tego od mojego przyjaciela, filozofa Bogdana Kundy i jego żony, Polki z Czech, którzy kupili mi antologię światowej poezji konkretnej, zbiór zrobiony przez Josefa Hiršala i Bohumilę Grögerovą. To było w 1968 r. (...). Taki malutki format – „Antologia poezji konkretnej". (...) Od 1953 do 1972 r. poezja konkretna była ruchem międzynarodowym – ruchem, mówię, nie tylko twórczością, ale ruchem międzynarodowym. Skończyło się to międzynarodową wystawą, na którą się jeszcze zahaczyłem, w Muzeum Miejskim w Amsterdamie. Później rozpadło się wszystko na kontynenty, kraje. A było to tak, że dwóch Szwedów i Francuz napisali manifest poezji konkretnej. Ja, mimo że to się wszystko skończyło, robiłem swoje. I w pewnym momencie – a trwało to do stanu wojennego – prowadziłem w galerii Jatki wystawy polskich konkretystów. Pierwsza wystawa była w Kalamburze, czyli teatrze studenckim we Wrocławiu. Później, kiedy wszystko zaczęło się rozwijać, zorganizowałem pierwszą Sesję Teoretyczną Poezji Konkretnej i pierwszą wystawę ogólnopolską. (...) Później zebrałem to do kupy i wydałem książkę. (...)



Kończy pan studia. Na pierwszą wystawę został pan zaproszony w 1967 r. przez Janusza Stycznia do Biblioteki Wojewódzkiej. Zbigniew Makarewicz, plastyk, czytał tam wówczas swoje wiersze, natomiast pan, nagradzany poeta, zaprezentował swoje utwory wizualne.



– Tak, pokazywałem na niej moje pierwsze teksty, m.in. „Zapominanie" [pauza].



Konsekwencją tego wydarzenia było zaproszenie pana przez Zbigniewa Makarewicza do udziału w jego wystawie organizowanej w galerii Pod Moną Lisą.

– Tam pokazałem już „Tryptyk", „Zapominanie", na ogromnych planszach, a podobne rzeczy były też pokazywane w galerii odNOWA u Andrzeja Matuszewskiego. Pierwszym ważnym dla mnie tryptykiem były znaki zapytania i wykrzykniki, czyli praca „Niepewność – Wahanie – Pewność". Natomiast później powstawały inne prace, większe, i inne kombinacje znaków zapytania i wykrzykników, ale też praca „Między".

Jak wówczas definiował pan to, co pan robił?

– Nim się dowiedziałem, że jest to poezja konkretna, miałem już ukuty na to termin: „pojęciokształty". To była pierwsza nazwa. Później używałem sformułowania „Pojęciokształty. Poezja konkretna". Pod taką nazwą odbyła się już wystawa w galerii Foksal. Chyba że miałem inny tytuł, już bardziej ukierunkowany, na przykład „Między" nie wymagało uściśleń (...).

Jak wytworzyło się środowisko wrocławskiej poezji konkretnej? Jak wyglądała integracja ludzi o podobnych zainteresowanych, którzy dotychczas tworzyli w różnych obszarach – to znaczy literatury i sztuki? W którym momencie ci ludzie się spotkali? Jak do tego doszło?

– Ja zacząłem tych ludzi integrować. Ze Zbyszkiem Makarewiczem i z Barbarą Kozłowską byliśmy kolegami. Ale często o rozpoczęciu współpracy decydowały przypadki, na przykład ktoś przychodził na wystawę i okazywało się, że też robi podobną sztukę; przynosił później swoje prace i razem się zastanawialiśmy, jak to pokazać, co wybrać. Potem były galeria Jatki i wspólne działania. Do tego doszła pierwsza sesja teoretyczna, której towarzyszyła także I Ogólnopolska Wystawa Poezji Konkretnej. Zwracałem się do różnych ludzi z prośbą o wygłoszenie referatu, o przyjrzenie się problemowi: do Grzegorza Dziamskiego, Jacka Wesołowskiego, Tadeusza Sławka, Marianny Bocian, do pani prof. Stefanii Skwarczyńskiej z Zakładu Teorii Literatury Uniwersytetu Łódzkiego. Pierwszą sesję teoretyczno-krytyczną, która odbyła się w Akademickim Ośrodku Teatralnym Kalambur, pomógł mi zorganizować Bogusław Litwiniec. W holu była wystawa, w sali teatralnej – sesja. Nagromadziło się już wtedy sporo materiałów poetyckich i trzeba je było pokazać na większej wystawie grupowej. Tej sesji towarzyszyła też opublikowana wtedy antologia. A później zaczęło się to toczyć samo: odbywały się spotkania artystów, wystawy. W 1978 r. istniała już spora grupa wrocławskich konkretystów. (...)

Opuścił pan dwuwymiar, tworząc rozpisane w przestrzeni „Między", później „Sieć żyłek", pracę z klamkami, a potem jeszcze „Kości". Zbudował pan przestrzenie, w których pomiędzy znakami pojawia się człowiek. Jakie znaczenie miało dla pana opuszczenie kartki papieru?

– Ogromne [pauza]. To był dla mnie milowy krok! Ten krok był dla mnie konsekwencją mojej pracy. To się nie wzięło znikąd. Ja się po prostu przestałem mieścić na kartce. Musiałem wyjść z niej i wejść na ściany. To, co chciałem powiedzieć, już się nie mieściło na papierze. Sam projekt „Między" mieści się na sześciu kartkach. I tak samo na sześciu płaszczyznach pomieszczenia. Pani myśli, że ja mam jakiś uraz na punkcie nazywania tych prac „environment". Nie, nie chodzi o to, ale raczej o to, że ja tego tak nie czuję. To jest wciąż poezja konkretna i koniec. To jest dla mnie wystarczająca definicja.

Powiedział pan, że język jest dla pana grą. Czym w takim razie jest dla pana błąd w języku? Literówka? Błąd w mowie lub piśmie, przejęzyczenie?

– Napisałem planszę na wystawę do Muzalewskiej, nazwałem ją „Trójkąt", chociaż ona nie ma tytułu. Napis „trójkąt" idzie tam od każdego wierzchołka do każdego wierzchołka. Zaczyna się i kończy literą „t". To jest gra. Przypadek, jak w grze w oczko albo w pokera: moje ulubione gry. Poker jest najlepszy, bo jest bardziej skomplikowany.

Pan chyba lubi komplikować sprawy twórcze.

– Tak, czasami jak coś jest za proste, to muszę skomplikować. Nie sprawy życiowe, ale właśnie twórcze. Żeby nie było za prosto, chociaż czasem idę po prostej, ale rzadko. (...)

W latach 70. Polska była już bardzo bogata w tradycję artystyczno-literacką, „poezję unistyczną" Juliana Przybosia i Władysława Strzemińskiego, „poezjografię" Tytusa Czyżewskiego, „poezję semantyczną" Stefana Themersona, ale też potem w poezję lingwistyczną Karpowicza, Białoszewskiego, poezję Wojaczka czy Stycznia. Czy miał pan poczucie, że na tym gruncie robił pan coś ważnego? Że pan dobudowywał lub starał się dobudować do tej tradycji coś własnego? Dołączał swój głos?

– Nie, bo nie byłem tego świadomy. Nie wiedziałem dość długo, co robię. Bardzo późno dowiedziałem się, co to jest poezja konkretna. Od pierwszych moich tekstów we wnętrzach galerii minęło sporo lat, nim się dowiedziałem, czym jest poezja konkretna. Znałem oczywiście prace wymienionych przez panią artystów i poetów, znałem ich założenia teoretyczne, jednak bardziej niż praktyka interesowała mnie ich teoria, którą bardzo ceniłem. Ale nie miałem żadnej świadomości kontynuacji czy też wejścia w jakąś tradycję poza swoją własną. Przyjąłem ich rozwiązania do świadomości i gdzieś to we mnie kiełkowało (może nawet nadal kiełkuje), ale nie „wrzynałem" się w nurty. Wie pani, dla mnie poezja konkretna to zupełnie odrębna dziedzina, ale teraz za późno o tym mówić. Trzeba było o tym mówić w latach 50. zeszłego wieku. Ja jestem wręcz zniesmaczony, jeżeli ktoś mówi, że to, co robię, to jest plastyka, mimo że należę do ZPAP [śmiech]. Ja nie widzę zależności z innymi dziedzinami. Można je przypinać. Ja nie będę. Pani może. Ja jestem praktyk. Stolarz. Robię krzesła. A o tych krzesłach inni niech mówią, że im się wygodnie siedzi albo niewygodnie, albo im się podobają, albo nie. Poezja konkretna jest dziedziną zupełnie integralną, natomiast może „zatrącać" i wykorzystywać środki innych dziedzin sztuki (nie poezji!), to jest niewykluczone, ale przez to nie przestaje być poezją konkretną. Woda, która przepływa przez koło młyńskie, jest tą samą wodą, która jest przed kołem młyńskim. Ona wykonuje pewną pracę i wraca do siebie. Tylko wie pani, historyk sztuki może popełnić błąd. Musi pani wyraźnie zaznaczyć w swoim tekście, że Dróżdż powiada, że nie ma nic wspólnego ze sztuką, tylko z poezją.

Mimo że funkcjonuje pan od 40 lat na obszarach sztuki...

– Sztuka ma wiele twarzy, bo jej historia jest długa. Natomiast poezja konkretna jako taka trwa krótko. Oczywiście istniały obrazy tekstowe w średniowieczu i później, ale nie o takiej poezji konkretnej mówimy. To jeszcze nie było to. Poezja konkretna jest dużym odskokiem od poezji w ogóle. Jeśli na obszarach sztuki, muzyki można mówić o ciągłości tych dziedzin i ich przekształcaniu, to o poezji konkretnej tak powiedzieć nie można. Są korzenie, ale ewolucji nie ma. To jest tak, jak z tym biegnącym zającem – on biegnie, biegnie razem ze stadem, nagle odskakuje, też biegnie, ale już w zupełnie innym kierunku. Tak jest z tą poezją. Odprysk. Odskocznia poezji.

Małgorzata Dawidek-Gryglicka,


„Odprysk poezji. Stanisław Dróżdż mówi",

Czy już (...) na studiach zaczął pan tworzyć poezję konkretną?

– Tak, zacząłem pisać na studiach poezję konkretną, z tym że ona była sterowana głównie przez poezję Białoszewskiego, przez poezję Karpowicza, w ogóle poezję lingwistyczną. W niej były już zalążki tego, co później miało stać się poezją konkretną. Sam zapis, forma zapisu były już dobiegające do tego, co w 1967 r. pokazałem po raz pierwszy jako poezję konkretną, mimo że jeszcze nie wiedziałem, że to tak się nazywa. Dopiero potem dowiedziałem się tego od mojego przyjaciela, filozofa Bogdana Kundy i jego żony, Polki z Czech, którzy kupili mi antologię światowej poezji konkretnej, zbiór zrobiony przez Josefa Hiršala i Bohumilę Grögerovą. To było w 1968 r. (...). Taki malutki format – „Antologia poezji konkretnej". (...) Od 1953 do 1972 r. poezja konkretna była ruchem międzynarodowym – ruchem, mówię, nie tylko twórczością, ale ruchem międzynarodowym. Skończyło się to międzynarodową wystawą, na którą się jeszcze zahaczyłem, w Muzeum Miejskim w Amsterdamie. Później rozpadło się wszystko na kontynenty, kraje. A było to tak, że dwóch Szwedów i Francuz napisali manifest poezji konkretnej. Ja, mimo że to się wszystko skończyło, robiłem swoje. I w pewnym momencie – a trwało to do stanu wojennego – prowadziłem w galerii Jatki wystawy polskich konkretystów. Pierwsza wystawa była w Kalamburze, czyli teatrze studenckim we Wrocławiu. Później, kiedy wszystko zaczęło się rozwijać, zorganizowałem pierwszą Sesję Teoretyczną Poezji Konkretnej i pierwszą wystawę ogólnopolską. (...) Później zebrałem to do kupy i wydałem książkę. (...)

Pozostało 83% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski