Po maturze w Symbirsku, w roku 1920 rodzina udała się do Kijowa ze względu na istniejący tam uniwersytet. Wybrał wydział prawa jako najbliżej położony miejsca zamieszkania. Jeszcze w szkole pod wpływem kolegi opanował zasady stenografii.
Na uniwersytecie zbliżył się do kółka młodzieży o poglądach mienszewickich. Dyskusje w tym gronie skończyły się aresztowaniem i celą więzienną. Tam został świadkiem narodzin sowieckiego koniaku. Było to w momencie wprowadzania Nowej Ekonomicznej Polityki. Jeden z towarzyszy niedoli wrócił po kolejnym przesłuchaniu uśmiechnięty, oświadczając: „Wychodzę, zgodziłem się poświęcić życie dla dobra sowieckiego koniaku". W gabinecie śledczego był jeszcze ktoś. „Słyszeliśmy o was, chcemy się jeszcze upewnić". Wyjął trzy małe buteleczki bez etykiet. Nalał do kieliszka. „Co to jest?" „Szustow, rok 1910". Opróżnił drugą. „Bracia Sogomonow gdzieś w latach wojny". „A to?" „Ja, w piątym roku produkcji – najlepszy koniak, jaki wyprodukowano w Rosji". Otrzymał propozycję: wyjdzie z więzienia i zajmie się produkcją koniaków, jak w czasach, gdy był właścicielem wielkich winnic. Tyle że tym razem – na rzecz państwa.
Z Kijowa Newerly został przewieziony do Odessy, gdzie wypuszczony został na wolność prowizoryczną, z obowiązkiem stawiennictwa się co tydzień w GPU. Gdy zdał sobie sprawę, że grozi mu zesłanie do łagru, wykorzystał protezę. Nauczył się nią tak manewrować, by wydawała przerażający metaliczny chrobot. Przekonał śledczego, że albo trzeba go będzie transportować na noszach, albo wróci do Kijowa, gdzie jest specjalista od tego rodzaju protez. W Kijowie był konsulat polski. Manewr się powiódł. Do tego pewien krewny pozostały w Polsce sprzedał meble z Jabłonny, przekazując sumę w dolarach za pośrednictwem kijowskiego konsulatu. Przydały się przy przeprawie przez granicę i w pierwszych tygodniach w Polsce. Umknął konwojentowi z NKWD, który nie docenił sprawności ruchowych kaleki oraz jego inteligencji. Z początkiem października 1924 roku udało mu się przebyć graniczną rzekę Horyń i znaleźć się w Polsce. Polska straż graniczna zatrzymała go, podejrzewając, że jest rosyjskim szpiegiem. Wypadło mu miesiąc spędzić w więzieniu, nim sprawy się wyjaśniły. Dotarł do Warszawy. Bezdomny i bezrobotny przypomniał sobie o znajomości stenografii. Po roku miał wizytowy garnitur, melonik, binokle, imponującą teczkę. Wreszcie dowiedział się, że Janusz Korczak poszukuje sekretarza ze znajomością stenografii. Wywarł na doktorze dobre wrażenie i został przyjęty. Po latach stał się głównym depozytariuszem pamięci o Doktorze. Łączył obowiązki sekretarza z pracą wychowawcy w Domu Sierot na Krochmalnej i współredagowaniem, a od września 1930 redagowaniem „Małego Przeglądu".
W latach 1927–1928 Newerly współpracował też z pismem białej emigracji rosyjskiej „Za Swobodu", ogłaszając tam teksty zdecydowanie antybolszewickie. To jest największa z wielu rewelacji, jakie przynosi książka Zielińskiego. Szczęśliwie autor podpisujący „Mały Przegląd" jako Jerzy Abramow w „Za Swobodu" występował jako Igor Abugow.
Od dawna uważałem „Zostało z uczty Bogów", wydane przez Jerzego Giedroycia w roku 1986, za jedną z najciekawszych, najważniejszych polskich książek minionego stulecia, pod wpływem „Szkatułek" sięgnąłem po inne dzieła Newerlego, poczynając od debiutu 45-latka: „Chłopca z Salskich Stepów". Przed laty, ze względu na tytuł, sądziłem, że jest to utwór rusyfikatorski. Jakże fałszywy był to domysł. Oparta na osobistych doświadczeniach autora historia sąsiada z pryczy szpitalnej w obozie w Majdanku, który przychodzi autorowi z pomocą w dramatycznym konflikcie ze współwięźniem – funkcjonariuszem administracji, jest opowieścią o spotkanym rzeczywiście dzielnym, szlachetnym człowieku, który akurat urodził się w Rosji.
I jeszcze jedna wiadomość brzmiąca dziś jak baśń. Łączne nakłady pisarza – jak sam obliczył – wyniosły za jego życia w Polsce 2 miliony 200 tysięcy egzemplarzy, do tego dwa miliony w przekładach. I to nie tylko w demokracjach ludowych, ale także na angielski.